środa, 25 grudnia 2013

Św. Antoni na Boże Narodzenie

25 grudnia 2013 roku odbył się Chrzest Święty Antoniego:) Młody całą uroczystość był bardzo spokojny, rozglądał się z zaciekawieniem i tylko mrugał oczkami na dźwięk dzwonów i grę organów:) Wzruszająca uroczystość, szczególnie, że miała miejsce w Boże Narodzenie. Denerwowałam się okropnie, spać nie mogłam, a gdy wychodziliśmy z kościoła to poczułam wielką ulgę i radość. Fajne święta:) Ale jutro już świętujemy tylko we trójkę, bo nadmiar dwóch świątecznych dni Antek odreagował wczoraj płaczem, a dziś snem:), więc jutro zostajemy w domku przy choince. A oto i ona:

Z okazji cudownych Świąt Bożego Narodzenia składam Wam Kochane najlepsze życzenia zdrowia, szczęścia, radości i mnóstwa miłości. A do pełni szczęścia małego cudownego człowieczka pod choinką i samych radości z tych, co już są na świecie lub za chwilę będą:) Ściskam Was ciepło! Aga













Ku pamięci: 23 grudnia Antek skończył trzy miesiące:)

sobota, 14 grudnia 2013

Po raz pierwszy

Pierwszy rok dziecka jest niesamowity. Wszystko takie nowe i pierwsze dla naszego synka. Widział już po raz pierwszy śnieg, za kilka dni pierwsze Boże Narodzenie, nie tylko nowe dla Antka, ale również zupełnie inne dla nas, jako rodziców. Każdy, kto czekał tak jak my na dziecko, wie jak trudny to czas, zamiast cieszyć się tym świętem, my chcieliśmy to po prostu przetrwać, ani symbolika tych świąt, ani czas z rodziną, ani prezenty nie potrafiły uciszyć tęsknoty za tym małym, cudnym człowieczkiem. Ale już jest z nami i właśnie w Boże Narodzenie, w rocznicę naszego Bożonarodzeniowego Cudu, odbędzie się Chrzest Święty Antka. Szykujemy się więc na święta podwójnie. Właśnie rodzice chrzestni dostarczyli strój, pasuje do jego przewrotnego charakterku jak ulał;) Nie chcieliśmy takiego typowego białego wdzianka, ani tradycyjnego niebieskiego dla chłopca. Postawiliśmy na szarość. I myślę, że to strzał w dziesiątkę, strój bardzo nam się podoba. Tort też już zamówiony, trzymając się konwencji będzie biało-srebrny. W środku wiśnie z cynamonem, bitą śmietaną i biszkoptem, a na zewnątrz marcepan. Ten dzień spędzimy u teściów, całą rodziną i tym razem nie mogę się już doczekać:) Jestem ciekawa, jak będzie w kościele, jak młody zareaguje na większą ilość osób przy świątecznym stole i na świecącą choinkę. Tyle wrażeń!
Młody ubrany, mąż, jak to facet zawsze w szafie ma garnitur, tylko matka nie ma się w co ubrać, więc teraz mój czas. Uciekam na zakupy, musi być wygodne, ładne, trochę eleganckie i przede wszystkim rozpinane;)

sobota, 23 listopada 2013

2 miesiące

Aż i dopiero dwa - tyle miesięcy ma nasz synek. Zleciało migiem, dzień niby podobny do dnia: karmienie, przewijanie, spacer, spanie... , ale każdy kolejny z Antkiem jest cudowny, mimo zmęczenia, niewyspania czy zwykłego marudnego dnia w wykonaniu młodego. Tak jak dziś, miało być świętowanie dwóch miesięcy, ale Antek cały dzień marudził i na pięć sekund uśmiechu było dziesięć płaczu. Chyba coś zjadłam, bo synek rano zwymiotował i przez cały dzień nie bardzo miał ochotę zjeść porządnie. Teraz smacznie śpi, a ja próbuję pomimo zmęczenia zebrać myśli by coś tu skrobnąć. Przyznam, że na prowadzenie bloga nie mam na razie głowy. Jak są dobre dni (a takich na szczęście jest większość) to staram się jak najwięcej wychodzić z synkiem na powietrze, a wieczorem jak już śpi to wybieram towarzystwo męża lub poduszki i koca:) Kompa odpalam okazjonalnie, jak muszę zapłacić rachunki, zrobić jakieś zakupy, czasem coś poczytam, ale na pisanie nie mam jakoś ostatnio ani siły ani weny. Wybaczcie. Dziękuję za pytanie i troskę o nas, więc tak zupełnie nie znikam. Jeśli chodzi o Ancika to umie już bardzo fajnie trzymać główkę, szczególnie gdy leży na brzuszku, coraz bardziej interesują go zabawki, wodzi wzrokiem za zwierzakami na karuzelce i coś do nich gada po swojemu. Uwielbia też leżeć na macie edukacyjnej, kręci rowerki nogami, by rozbujać wiszące nad głową zabawki. Zabawa jest tak intensywna, że zazwyczaj na niej zasypia. Ma troje ulubionych przyjaciół: pierwszy to wielki zielony smoczek - najwspanialszy uspokajacz zaraz po ramionach rodziców, kauczukowa żyrafka - doskonała do gryzienia oraz pluszowa małpka - kocyk, która potrafi otulić do snu, a gdy trzeba jest świetnym towarzyszem rozmów;) Codziennie obdarza nas bezzębnymi uśmiechami, które rozbrajają nas w każdej sytuacji, nawet gdy stoimy w środku nocy zaspani i obsikani lub obsrani:) Lubi patrzeć nam długo w oczy i robić śmieszne miny czekając na naszą reakcję. Jak na dwumiesięczniaka jest bardzo silny, pręży się i wygina, zaskakuje nas ta jego siła. Chyba zamiast raczkować od razu zacznie chodzić. Serie okrzyków, które z siebie wydaje w naszym kierunku lub swoich zabawek daje nadzieję, że już wkrótce będziemy sobie gugać:) Zmienia się każdego dnia, już nie jest takim kruchym noworodkiem, tylko takim fajnym bobasem z reklamy. Długo mogłabym o nim pisać..., Antek jest po prostu super chłopak! A my przez te dwa miesiące oswoiliśmy się z nowymi obowiązkami i bycie rodzicem jest już tak naturalne jak oddychanie:) Zbliża się pora karmienia, więc zmykam do mojego ssaka kochanego. Pozdrawiam!

niedziela, 13 października 2013

Trzy tygodnie z Antkiem

To już trzy tygodnie, jak Antek jest po drugiej stronie brzucha, a dokładnie na brzuchu mamy, bo tu jest nadal najfajniej na świecie. Syneczek mamusi;) Mówimy na niego Ancik lub Tulek. Młody robi kupę za kupą, regularnie obsikuje swojego tatę podczas przewijania, uwielbia leżeć na brzuszku i zadzierać głowę do góry, najlepsze miejsce do spania tuż po karmieniu to oczywiście ramiona mamy lub taty, bo zimne łóżeczko jest zupełnie bez sensu. Generalnie nie lubi za długo spać w ciągu dnia, woli obserwować co się dzieje wokół niego, wyjątkiem są spacery podczas których ucina komara już w momencie wyjścia z klatki, a jeszcze chwilę wcześniej zanosi się płaczem podczas ubierania, bo czapka na głowie to największa kara;) Nie lubi skarpetek, najdłużej utrzymują się na jego stopach jakieś dwie minuty, a potem szukam ich na podłodze czy w łóżeczku, nie lubi też jak mu za ciepło, momentalnie się rozkopuje. Karmię go wyłącznie piersią i to uważam za mój pierwszy sukces - wychodzi nam to już bardzo sprawnie:) Po ukończeniu dwóch tygodni zważyliśmy Antka i waży już 3740, czyli odzyskał to, co stracił po porodzie i jeszcze trochę przybrał. Cieszę się strasznie, że mój pokarm mu wystarcza, oby jak najdłużej. On zyskuje na wadze, a ja tracę, do wagi sprzed ciąży zostało mi 2 kg, brzuch znika w zawrotnym tempie, dobry ssak mi się trafił:) Z każdym dniem jestem też coraz silniejsza, bo złapałam anemię i wychodząc z kliniki ledwo trzymałam się na nogach, a skórę miałam białą jak papier, ale już jest dużo lepiej, dupa też już nie boli, szwy zdjęte i wszystko ładnie się goi także wracam do normalności sama ze sobą:) Najbardziej zadziwia mnie moja twarz - dopiero teraz widzę jaka była zmieniona już na finiszu ciąży, nareszcie wyglądam jak ja. Nawał przeszłam na spokojnie, pierwsze dwa dni były ciężkie, ale potem jakoś udało się opanować sytuację, przystawiałam małego jak najczęściej, a z laktatora skorzystałam tylko dwa razy. Baby blues też był, ale taki delikatny, popłakałam sobie po prostu kilka razy i się uspokoiło. Prawdą jest to, co mówiły mi koleżanki z dziećmi, że opieka nad maluszkiem przychodzi naturalnie, większość rzeczy robi się instynktownie, nie trzeba okładać się fachowymi książkami, by przewinąć, wykąpać czy uspokoić własne dziecko. Zadziwiło mnie tylko to z jaką łatwością i pewnością i ja i mąż podnosimy czy nosimy Antka. Zawsze bałam się brać na ręce takie małe dzieci, bałam się, że coś zrobię nie tak i skrzywdzę takie małe ciałko, a przy własnym dziecku tego lęku w ogóle nie odczuwam. Czynności wykonuję pewnie, nie boję się, że mogę mu coś zrobić.
Antek jest super dzieckiem, sygnalizuje jak coś mu nie pasuje, albo czegoś potrzebuje, nie marudzi i nie płacze bez powodu. Uwielbiam jego miny tuż po karmieniu i pochrapywanie podczas snu, uwielbiam patrzeć jak rozkosznie zrelaksowany leży na moim mężu, albo w moich ramionach. Generalnie mogę patrzeć na niego godzinami, całować i przytulać tego słodziaka. Macierzyństwo jest wspaniałe. Czuję się spełniona, chociaż niewyspana:) Sen to jedyna rzecz, której bardzo mi brakuje z czasów sprzed Antka, ale już nie wyobrażam sobie naszego życia bez tego małego berbecia:) Są jeszcze chwile kiedy patrzę na niego i nie mogę uwierzyć, że naprawdę jest z nami i wtedy łza się w oku kręci. Łza szczęścia. Patrząc na niego nie pamiętam już tych sześciu trudnych lat. Na niego warto było czekać choćby i dwa razy tyle. 

środa, 25 września 2013

Antek jest już na świecie:)

W pierwszy dzień jesieni, 23 września 2013 roku (poniedziałek) o godzinie 23.10 na świecie pojawił się nasz synek Antek. Najpiękniejszy chłopczyk na świecie, zdrowy, silny, waga 3700, wzrost 56 cm. Dostał 10 pkt. Urodziłam naturalnie i szybko - w dwie godziny, nawet nie zdążyłam pomyśleć o znieczuleniu, bo przyjechałam do kliniki z 5 cm, a po kolejnym badaniu, nie wiem dokładnie czy po pół czy po godzinie było już 10 cm i trzeba było wydać młodego na świat. Nie mogę powiedzieć, że nie bolało, ale jakoś tak się koncentrowałam na oddychaniu, że byłam gdzieś poza czasem. Kosmiczne przeżycie. Niesamowite. Teraz niestety siedzę na półdupku, bo musieli naciąć kroczę, ale przeżyję. Dziś wróciliśmy do domu, pierwsza noc przed nami. I całe nowe życie. Jak się ogarnę to postaram się napisać coś więcej. Na razie powiem tylko, że kochamy naszego synka do szaleństwa. Spełniło się największe z naszych marzeń, dokonał się Cud. Dziękuję za to, że byłyście dla nas wsparciem, wierzę, że to dzięki tylu dobrym myślom poszło tak pomyślnie. Ściskam Was wszystkie!!!

poniedziałek, 23 września 2013

Będzie Waga, a nie Panna:)

Już wiemy na co nasz syn czeka tak długo. On po prostu nie chciał być zodiakalną Panną, więc postanowił poczekać, bo dziś zaczyna rządzić Waga. Cieszy się z tego mąż, bo sam jest Wagą, a ja już wiem, że będę mieć teraz zamiast jednego to dwóch myślicieli w domu, rozważających wszystko baaaaaardzo dokładnie:)
A tak poważnie to zamiast porodu mam wirusa. Zaczęło się od męża, izolowałam się jak mogłam, ale trzeciego dnia jego choroby, w sobotę wieczorem poległam. Rozłożyło mnie i koniec:( Tego dnia podczas kolejnego badania dyżurny gin zaproponował mi indukcję porodu na niedzielę, ale chyba miałam przeczucie, bo powiedziałam, żeby jeszcze dać 2-3 dni naturze. Ona sama wie najlepiej kiedy powinno się zacząć, a już wieczorem byłam chora, więc i tak z niedzielnej indukcji nic by nie wyszło. Jestem spokojna o synka, bo zrobili mi usg, wód jest wystarczająco dużo, łożysko w dobrym stanie, znowu sprawdzali czystość i tu też jest ok. Dodatkowo doktorek od usg - ponoć jakiś dobry specjalista (pierwszy raz u niego byłam) powiedział, że jego zdaniem ciąża jest donoszona, a nie przenoszona. Tak to jest z tymi terminami. A więc mając wszystkie te wiadomości postanowiłam jeszcze poczekać na sygnał organizmu do porodu. A jak dalej nie będzie się nic posuwać do przodu to tak czy siak w tym tygodniu pewnie nareszcie poznamy naszego synka:) Dziś czuję już lekką poprawę, więc myślę, że jeszcze dzień i wyjdę z choroby. Oby. Tyle u nas.

niedziela, 15 września 2013

Stan zawieszenia

Od tygodnia żyję w zawieszeniu. Czekanie - ktg - badanie - czekanie. Jeśli chodzi o zapisy ktg to mam wręcz tendencję spadkową, jak zaczynałam w poniedziałek skurczami 127, co 3-4 minuty, tak dziś na 20-minutowym zapisie nie pojawił się żaden:) Nie wiem już czy śmiać się czy płakać! Jak we wtorek pojawił się 1 cm, tak jest bez zmian i dziś. Mój doktorek powiedział, że z tym centymetrem mogę sobie chodzić i kolejny tydzień, a równie dobrze akcja może się rozwinąć w kilka godzin. Jak we wtorek mogłam do woli wykorzystywać fakt, że "rodzę" i prosić męża o co tylko chcę, tak dziś patrzy na mnie z politowaniem i mówi, że ta płyta się już zdarła ;) Dla zabicia czasu i popędzenia akcji chodzimy na spacery, w domu mam piłkę, więc się na niej kręcę, ale efektów nie widać. Mam jednak nadzieję, że to cisza przed burzą, że nie będę biegać na ktg przez kolejny tydzień. Młody dzisiaj dał popis na zapisie, obok płakał niemowlak tak donośnie, że Antkowi serce skakało jak szalone i aż podnosił nogami do góry sondy od ktg, mieliśmy niezły ubaw z niego, a poza tym spylał to na lewy to na prawy bok i trzeba było go szukać. Urwis będzie, jak nic:) Dziś jest ostatni z wyznaczonych terminów, ale Antek najwyraźniej ma gdzieś te daty, on sam wie najlepiej kiedy wyjdzie. Już dziś po badaniu powiedziałam mu - synu siedź ile chcesz, poczekam. I tak nie mam innego wyjścia:)

środa, 11 września 2013

Ciekawy początek tygodnia

Zaczęło się w poniedziałek, miałam ostatnie usg, z Młodym wszystko ok, orientacyjna waga 3370g, wód wystarczająco dużo, więc doktor powiedział, żebym teraz co drugi dzień pochodziła na ktg i spotkamy się na wizycie w piątek. Pierwsze ktg miałam zrobić tuż po wyjściu od niego, więc na luzie poszliśmy na badanie, położna mnie podłączyła, leżę sobie, żartujemy z mężem, a tu nagle skurcz 127, po paru minutach kolejny - przyleciały dwie położne i patrzą na mnie, pytają: czy panią nic nie boli? Ja spokojnie, że nie tylko czuję silne napięcie i mówię, że już takie skurcze miewam. Wyglądały na zaskoczone, no ale zostawiły nas samych i ktg pisze się dalej, jeszcze parę takich dużych było, więc zawołały lekarza, który zdecydował o badaniu, co tam się w środku dzieje. A on oświadcza mi, że szyjka jest już bardzo ładnie przygotowana do rozwierania i że mam przyjechać na kolejne ktg za dwie godziny. No i się zaczęło: jeździliśmy tak, co dwie godziny przez całą noc z poniedziałku na wtorek. Skurcze robiły się coraz bardziej regularne i bolesne, choć do zniesienia, kolejne badania wskazywały na postęp, wyszedł czop śluzowy, szyjka się zgładziła i rozwarła na 1 cm. Lekarz powiedział mi, że pewnie, jak przyjadę we wtorek rano to będzie już 3-4 cm i zostanę. A tu nagle we wtorek rano ból ustał, a skurcze stały się łagodniejsze i jak przyjechałam na badanie to wszystko było bez zmian i bez zmian jest do tej chwili:( Dalej jest nędzny 1 cm, chociaż niektóre skurcze są naprawdę mocne, ale to cały czas przygotowania macicy, a nie poród niestety. Nie śpieszy się mojemu synkowi, za dobrze mu w brzuchu. I tak zamiast, co drugi dzień to jeżdżę trasą klinika-dom codziennie:( , na szczęście już nie co dwie godziny, ale raz dziennie muszę być. Nie sądziłam, że ta pierwsza faza może się tak ciągnąć, no ale mam nadzieję, że jak już osiągnę te pierwsze 4 cm to pójdzie szybciej, oby... Przez ten tydzień poznam chyba cały personel, bo za każdym razem trafiam na kogoś innego, chociaż oni już o mnie wiedzą, jak podaję nazwisko to słyszę, a to pani tak do nas jeździ codziennie. Świetnie po prostu wrrr;) Badanie wewnętrzne delikatnie mówiąc nie należy do najprzyjemniejszych, a jeszcze u mnie sprawdza nie tylko lekarz, ale i położna, czasem mam ochotę odpłacić im się za tą przyjemność... A dziś jeszcze dodatkowo kolejny lekarz chciał sprawdzić, jak wyglądają wody płodowe, nawet nie wiedziałam, że można coś takiego sprawdzić, bez przebicia worka, a tu okazuje się, że jest taka możliwość, chociaż jeszcze bardziej bolesna niż badanie rozwarcia. Facet wpakował mi, wiadomo gdzie, metalową rurkę, myślałam, że nieba liznę, a jego zabiję, ale w nagrodę za to cierpienie dowiedziałam się, że wody są czyste, a mój synek ma ciemne włoski:) Na moje pytanie ile to jeszcze może potrwać, lekarz powiedział, że przy pierwszym porodzie ta pierwsza faza może trwać długo, więc równie prawdopodobne jest, że urodzę tej nocy, jak i że urodzę na przykład w niedzielę czy poniedziałek eh... Antek wychodź, chcę zobaczyć już tą twoją czuprynkę!:)

niedziela, 8 września 2013

Terminy

Tuż po pozytywnym teście ciążowym, na pierwszej wizycie lekarskiej termin porodu wypadł na 15.09.2013r., kolejne usg skorygowały termin do 13.09.2013 i taki mam wpisany w karcie ciąży, a przy usg połówkowym poszczególne "części" małego rozwijały się w szalonym tempie i termin zazwyczaj wychodził na 11.09.2013r. A w poniedziałek, 09.09.2013r. mija dokładnie dziewięć miesięcy od terminu ostatniej @. Śmiało można więc powiedzieć, że to tydzień bogaty w terminy. Teraz pytanie, który z nich, o ile nie wymyśli nowego, wybierze sobie nasz syn. Wraz z początkiem 40 tygodnia ciąży (nie)cierpliwie czekamy:)

niedziela, 1 września 2013

Torba spakowana

Dostałam kopa na rozpęd i wczoraj w popłochu pakowałam torbę do szpitala, nie to, że coś się u mnie zaczęło, ale koleżanka ze szkoły rodzenia, która miała termin dwa tygodnie po mnie właśnie wczoraj nagle powitała na świecie swojego synka:) i dla niej i dla mnie było to nie lada zaskoczenie i kubeł zimnej wody, że TO się może zdarzyć w każdej chwili. Miałyśmy mieć razem ostatnie zajęcia w szkole rodzenia, nota bene z porodu;), przyjeżdżam na miejsce, a położna mówi, że Jola właśnie dzwoniła, że wody jej odeszły i jedzie do szpitala. Od początku nastawiona była na poród w prywatnej klinice, ale niestety tak niespodziewane przyspieszenie spowodowało, że została odesłana do szpitala. Na szczęście Młody urodził się zdrowy, dostał 10 punktów i wcale nie jest taki mały, bo waży 2900 i mierzy 54 cm:) Nazywa się Michaś, miał przyjść na świat pod koniec września, a wybrał sobie ostatni dzień sierpnia i takim to sposobem to on będzie starszym kolegą Antka:) Jak to w życiu niczego nie można zaplanować, utwierdzam się w tym przekonaniu każdego dnia! Z innej beczki - wczoraj pogoda wyjątkowo nam dopisała, więc sesja w plenerze przebiegła bez problemu. Teraz z niecierpliwością czekamy na efekty. Brzuch uwieczniony na zdjęciach, Antek ma gdzie spać, ma się w co ubrać, ja jestem spakowana - teraz już mogę rodzić:) Czekam na godzinę zero!

wtorek, 27 sierpnia 2013

38 tydzień!

"księżyc w pełni"
 - aj raz  złamię swoją zasadę i wrzucam
 aktualną fotę brzucha ku pamięci:)
Jestem już jak tykająca bomba. Skurcze B-H są coraz częstsze, pojawiła się siara, stopy i dłonie opuchnięte, buzia też taka "ciążowa", na wadze + 14 kg, ale na szczęście wszystko poszło w cycki i brzuch, jak idę to z tyłu nie widać, że turla się ciężarówka:), ale i woda w nogach pewnie zawyża pomiar. Przed ciążą miałam raczej niedowagę także było, co nadrabiać. Mój synek już od kilku tygodni grzecznie leży główką w dół, tylko tyłkiem jeszcze zamiata a to na lewy a to na prawy bok, waży już 3060 g , ale ma jeszcze pole do popisu, potrafi skopać moje biedne żebra, codziennie łapię go za te niesforne piętki i odgrażam się, że ugryzę, jak już wyjdzie na zewnątrz;) Jestem na etapie prania i prasowania, śmiesznie wyglądają w łazience rzędy małych ubranek:) Właściwie wszystko już jest gotowe na przyjście Antka, zostały drobiazgi. Myślę często o tym dniu, budzę się bladym świtem i zastanawiam, jak będzie wyglądało nasze życie we trójkę. W tym tygodniu ostatnie zajęcia z porodu w szkole rodzenia i chyba czas myśleć o pakowaniu torby, a właściwie nie myśleć, tylko ją spakować:) A w sobotę sesja zdjęciowa, znajoma fotograf zrobi nam kilka fotek na finiszu, lepiej późno niż wcale, oby tylko pogoda dopisała, bo foty mają być w plenerze:) To tyle u nas, póki co. Proszę o modlitwę, trzymanie kciuków i pozytywne myśli na naszej ostatniej prostej! Wsparcie wirtualnych ciotek, jest i dla mnie i dla Antka bardzo ważne!:)

ps. Młody właśnie mnie skopał i dostał czkawki:) Uwielbiam go!

piątek, 2 sierpnia 2013

Jestem skołowana

Gdy wyobrażałam sobie, jak będzie wyglądało nasze życie z takim małym dzieckiem to moją największą obawą zawsze było i jest nadal jego spokojny, bezpieczny sen. Tyle słyszy się o zatrzymaniu oddechu czy zakrztuszeniu - od razu uginają się pode mną nogi. Dlatego dużo czytam i pytam, co zrobić by takie ryzyko zminimalizować i im więcej pytam tym jest durniejsza, bo jedna położna czy mamuśka powie, że dziecko musi spać tylko na pleckach, druga, że tylko na bokach, jedna, że na płaskiej powierzchni, druga, że pod kątem, np. na klinie. Oszaleć można. Z tego wszystkiego zakupiłam jakieś cudo z patentami, nagrodami - materacyk specjalny do spania pod kątem ze specjalnym hamakiem z siatki na którym kładziemy dziecko (plusy: główka się nie zniekształca, młodemu ma się lepiej oddychać i ma spać w jak najwygodniejszej pozycji, a jak uleje to wszystko spłynie po siatce). I zalecana jest tam pozycja na plecach, a teraz położne w szkole rodzenia każą nam odkładać młodego na boki AAAAAA! Poza tym w mojej szkole rodzenia jest bardzo dobra i ceniona położna od laktacji, która nie tylko każe odkładać dziecko po karmieniu pod kątem i na bok to jeszcze mówi, żeby go nie nosić i nie klepać do odbijania. No to już w ogóle zdurniałam, bo ciągle słyszałam, że dziecku musi się odbić. Pomóżcie! Jakie są Wasze doświadczenia?! Ja wiem, że każe dziecko jest inne, że nie każe się ulewa, nie każdemu się odbija, że pewnie wszystko wyjdzie w praniu, jak już Antek będzie z nami, ale chciałabym poznać Wasze doświadczenia. Więc jak to jest z tym spaniem i odbijaniem?:) Bardzo chciałabym też skończyć kurs pierwszej pomocy dla takiego maluszka, ale w szkołach rodzenia dają tylko ulotki, co zrobić, gdy dziecko przestanie oddychać czy zakrztusi się... Przesadzam?! Może tak, może nie, po prostu wolę dmuchać na zimne!

czwartek, 25 lipca 2013

Energia - poziom 0

 Remont nareszcie za nami, jeszcze tylko czekamy na zlew. Od dwóch dni zalegam na kanapie, wstaję na siku, przekąskę i znów pod  kocyk. Kompletnie nie mam energii na nic, albo baterie zupełnie się wyczerpały albo muszą się naładować. Zobaczymy... Już od jakichś dwóch tygodni mam kłopoty ze snem, budzę się często lub w ogóle nie mogę zasnąć, a w dzień chodzę jak neptyk. Ostatnio moje nocne zajęcie to prasowanie ubrań, żeby zabić czas do rana. Brzuch ciąży coraz bardziej i skurcze są silniejsze, ale na szczęście nie bolesne. Młodemu już też chyba ciasno, bo szamocze się w brzuchu coraz mocniej. I zauważyłam, że często ma czkawkę, czego wcześniej nie było, zdarza mu się nawet 2-3 razy dziennie. Mam jeszcze do kupienie trochę rzeczy m.in. wanienkę, przewijak na komodę, ręczniki itp. Wszystko zamówię przez internet, kompletnie nie mam chęci ani sił już by chodzić po sklepach, ostatnią partię ubranek też kupiłam w sieci. Jak dobrze, że jest taka możliwość!! Mam nadzieję, że odzyskam jeszcze trochę energii, bo nie uśmiecha mi się leżenie na kanapie bez sił przez cały sierpień, tym bardziej, że w okresie letnim jest dużo fajnych wydarzeń kulturalnych w plenerze, w których zawsze brałam udział, więc chciałabym i w tym sezonie trochę z tego skorzystać. Ale jeszcze nie dziś... : ) Teraz marzę o talerzu dobrej zupki, złożyłam zamówienie u męża, by przywiózł od mamy. Coraz częściej myślę o porodzie, o tym jak Antek wyglądam o opiece nad nim. Dużo myśli kołacze się w głowie... Modlę się, żeby wszystko było dobrze. Nie ma we mnie strachu o ból porodowy, pobyt w szpitalu, ja tylko pragnę by mój wyczekany synek przyszedł na świat bezpiecznie, cały i zdrowy... Nie mogę się już doczekać tego dnia!

niedziela, 14 lipca 2013

W telegraficznym skrócie

Ostatnie tygodnie to brak czasu na cokolwiek tak tylko dla siebie. Mam rozgrzebane przez remont mieszkanie (niby niewielki remont - pokój małego i wymiana sprzętu w łazience, ale chata wygląda jak po bombie),  na dodatek wszędzie potykam się o pudła z kolejnymi sprzętami dla młodego, bo tak to już jest, że wszystko przychodzi w tym samym czasie: meble, wózek, materac, ubranka etc. Jak na złość opóźnia się za to dostawa armatury do łazienki, więc remontu końca nie widać. Nie wiem za co się złapać, w kuchni suszą się ubrania, salon służy teraz za pokój do prasowania i magazyn. Zamiast zalegać wygodnie na kanapie to od rana do wieczora próbuję jakoś ten domowy chaos ogarnąć, popołudnia spędzamy z mężem na otwieraniu kolejnych pudeł i upychaniu ich zawartości tak by nie wybić sobie o nie zębów, a wieczorem padamy bez sił. Brzuch coraz bardziej przeszkadza w tych manewrach, a gorąc nie pomaga, ech a pomyśleć, że tyle razy gadaliśmy o remoncie łazienki jeszcze przed ciążą... No nic mam nadzieję, że wkrótce ogarniemy się ze wszystkim, czas najwyższy, bo to już ósmy miesiąc! Pod koniec lipca usg u naszego doktorka i to chyba będzie jedna z ostatnich, albo już ostatnia wizyta u niego, pora pokazać się doktorkowi od porodu. Tyle u nas.

czwartek, 20 czerwca 2013

Antonio, fa caldo!

Długa zima dała się we znaki wszystkim, ale tak gorące lato dla przyszłej mamy to nie lada wyzwanie. Mam wrażenie, że od kilku dni przeżywam potrójne klimakterium! Pod leje się z czoła, a brzuch ciąży jak kamień. Najchętniej leżałabym cały dzień na kanapie przy wentylatorze, ale nie da się. Właśnie zaczynamy remont pokoju małego i łazienki, więc latamy popołudniami po sklepach w poszukiwaniu kabiny prysznicowej, zlewu itp. A ja to już latam podwójnie po tych wielkopowierzchniowych sklepach, bo przez gorąco dużo piję, a woda plus coraz większy brzuch to latanie na siku, co 5 minut. Oszaleć można! Mój mąż zanim obejrzy trzy kabiny to ja już trzy razy toaletę zaliczę:) Poza tym zaczęłam szkołę rodzenia, więc w ten upał zmuszam się do ćwiczeń fizyczny. Zmuszam się to właściwe określenie:) Tak, jak kocham lato, tak w tym roku modlę się by było umiarkowane, przynajmniej w moim mieście! Komp też się nagrzewa, więc ostatnio nawet go nie odpalam, co by nie podnosić dodatkowo temperatury w domu:) Te niedogodności rekompensuję sobie lodami i truskawkami:) Mimo upału staram się jednak każdego dnia być na powietrzu, spaceruję, czytam na balkonie, w parku lub w kawiarni, a jak robi się nieznośnie to wchodzę do galerii by ochłodzić się klimą :b Oczywiście najczęściej kończy się to jakimiś "drobnymi" zakupami dla Antosia;) wyprawka rośnie więc w oczach. Wózek zamówiłam w necie, pod koniec czerwca powinien już być, łóżeczko i przewijak też kupię przez Internet. Mody jest bardzo żywy, kręci się, wierci, kopie, każdego dnia widzę, jak mój brzuch tańczy. Cieszy mnie to i śmieszy niezmiennie! Strasznie już chciałabym zobaczyć tego mojego kręciołka! Zaczęłam siódmy miesiąc, więc coraz bliżej do naszego spotkania:) 17 czerwca obchodziliśmy z mężem 7. rocznicę ślubu i bez wątpienia Antoś jest najlepszym prezentem, jaki mogliśmy sobie podarować:)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Terapeutyczne usg

Kolejne badanie za nami, dziś doktorek oglądał serduszko młodego, bo mam w rodzinie wady serca i trzeba było to zweryfikować, na szczęście wszystko wygląda dobrze:) Na pytanie doktora jak się czuję przyznałam, że ostatnio jestem zawodową płaczką i że potrzebuję terapeutycznego usg by w końcu zapanować nad bujną wyobraźnią i hormonalną huśtawką. Doktorek spojrzał wymownie na męża, włączył aparat usg i tłumaczył wszystko, jak dziecku. Kochany doktorek! Na koniec powiedział, żebym już nie wymyślała, bo nie ma powodów do niepokoju. Ja przytaknęłam z bananem na buzi, a mąż pod nosem: "taaa akurat, spokój będzie na jakieś trzy dni":) Pewnie ma rację, chociaż bardzo będę się starać już nic nie wymyślać! Antek waży już prawie kilogram, wykręcał się jak tylko mógł w czasie badania i kopał tam gdzie doktor trzymał sondę:) Kocham tego szkraba jak wariatka!:) Kolejna wizyta 1 lipca - w moje urodziny:) Z wielkich plusów jest też to, że dostałam zielone światło, by powoli wprowadzać produkty, których do tej pory nie mogłam jeść i obserwować, jak się czuję. Od razu po wizycie poszliśmy więc na naleśniki z białym serkiem o których marzyłam od dawna, pycha! A, co do skurczy B-H to już się do nich przyzwyczaiłam, bo pojawiają się codziennie od 2 do 4 razy, trwają kilka sekund i znikają. Nie biorę no-spy, a tylko magnez. I traktuję je, jak jeszcze jeden objaw ciąży.


wtorek, 28 maja 2013

Skurcze Braxtona-Hicksa

Czytałam, że takie odczuwalne mogą pojawić się po 20 tc, w teorii wiedziałam, co to takiego, a od wczoraj wiem w praktyce (25 tc). Ostatnie dni miałam dość aktywne, dużo chodziłam, dużo robiłam, nie jakieś prace siłowe, ale byłam w ruchu. A wczoraj około 4 nad ranem miałam dziwny sen (ostatnio przeważają takie dziwaczne) i pierwszy skurcz, wplótł się w ten sen. Obudziłam się zdezorientowana, odruchowo chwyciłam za brzuch, a on twardy, jak skała i jakiś jajkowaty w kształcie. Przyznaję, że nieźle się wystraszyłam, tym bardziej, że byłam jeszcze nie do końca przytomna. Ale starałam się uspokoić, zmieniłam ułożenie ciała i po chwili wszystko ustąpiło. Znowu zapadłam w sen, na szczęście to nie była kontynuacja poprzedniego:) Gdy mąż szykował się do pracy ok 7.30 znowu to poczułam, w ten sam sposób, ale już nie spałam, więc było to bardziej świadome i na spokojnie. Zastanawiałam się czy zawracać tym głowę doktorkowi, ale robiąc śniadanie czułam lekki ból na górze brzucha i to zdecydowała o telefonie do niego. Przyznał, że to wygląda na B-H, kazał mi trzy dni odpoczywać, leżeć jak są skurcze, a w związku z tym bólem no-spa 3x1 tab przez trzy dni i zobaczyć, jak będzie. Bilans wczorajszego dnia: 5 skurczów, ale na szczęście po leku ból minął. Dzisiaj rano znów czuję taki delikatny dyskomfort na górze brzucha, ale jak na razie kolejne skurcze nie przyszły. Noc też minęła spokojnie. Mam nadzieję, że nic już się tu nie rozwinie poważniejszego. Ograniczyłam aktywność do minimum, zobaczymy. W poniedziałek po długim weekendzie mam i tak wizytę u doktorka. Te skurcze jeszcze bardziej uświadamiają mi, że już bliżej niż dalej...

czwartek, 23 maja 2013

Przygotowania czas zacząć

Dość smutnych postów! Czas przygotować się na przybycie Młodego, a nie siedzieć i ryczeć! Poczyniłam pierwsze ubrankowe zakupy (fota poniżej) - tyle tego wszystkiego jest, że można dostać zawrotu głowy. Dostałam też już trochę ubranek po dzieciach moich koleżanek, także półka zaczyna się zapełniać. Patrząc na takie małe ciuszki od razu humor wraca na właściwe tory i oby tak już zostało. Oczywiście natrętne myśli przychodzą, ale staram się je szybko odganiać. Każdego dnia nasz synek daje coraz wyraźniej znać, że jest, więc: "przestań matka się zamartwiać":). No i chyba wybraliśmy imię, bo wcześniej mieliśmy kilka i nie mogliśmy się na żadne zdecydować, aż jakoś tak naturalnie przyszło, że zaczęliśmy wołać do niego Antek i chyba tak już zostanie. Mąż uważa, że ostatecznie przekonamy się czy to imię do niego pasuje, jak już się zobaczymy. Podoba nam się i pasuje do nazwiska, chociaż zdajemy sobie sprawę, że teraz Janków, Franków, Ignasiów i Antosiów jest pełno, ale co tam. W necie oglądam już wózki i łóżeczka, ale jeszcze nie kupuję, bo na początku czerwca czeka nas mały remont - chcemy odświeżyć pokój Antosia, chociaż przez pierwszy okres Mały będzie spał w naszej sypialni - przemeblowaliśmy już ją odpowiednio, by było miejsce na łóżeczko. Zaczęło do mnie docierać, że zbliżam się wielkimi krokami do ostatniego trymestru, wybrałam już szpital, w przyszłym tygodniu zadzwonię do szkoły rodzenia i zapiszemy się na zajęcia. Przygotowania nabierają więc tempa:) A dziś mam w planach obsadzić balkon kwiatami, by letnie śniadania na powietrzu lepiej smakowały:)


kupując kojec do spania dokupiłam otulaczek dla synka



poniedziałek, 13 maja 2013

Ciąża to dziwny stan

Wyobrażenie o ciąży, szczególnie tej wyczekanej, a rzeczywistość to dwie różne rzeczy. Utwierdzam się w tym przekonaniu każdego dnia. W marzeniach o odmiennym stanie jest przede wszystkim radość, że w końcu doczekałam się upragnionego dziecka, że tak fajnie rośnie maleństwo, a z nim mój brzuch (i piersi;)), że czuję pierwsze ruchy, że widzę je na usg itd. Nie ma tam miejsca na mdłości, skurcze nóg, zgagę, bóle pleców, czy zmienność nastrojów. Po prostu nie myślisz o tym marząc o dziecku. I tu chciałabym się zatrzymać właśnie przy wahaniach nastroju, bo o ile pozostałe dolegliwości, których doświadczam (tj. skurcze nóg, bóle pleców czy zgagę) mogę znieść i rozumiem, że po prostu muszę to przetrwać, tak z emocjonalną huśtawką trudno mi sobie poradzić. A nawet bardzo trudno ostatnio. Jakbym miała położyć na jednej szali czystą radość, a na drugiej, silny niepokój to ta druga byłaby dużo cięższa niestety. Mam, szczególnie ostatnio, takie dziwne dni, ponure dni, gdy nachodzą mnie czarne myśli, których nie mogę wywalić ze swojej głowy: a to, że lekarz czegoś nie zauważył, że z moim dzieckiem jest, coś nie tak, że usg też nie daje 100 proc. pewności, co do jego zdrowa, że kolejnych miesiącach może się jeszcze tyle nieprzewidzianych rzeczy przydarzyć, a każdy termin usg zamiast radosnego oczekiwania kojarzy się ze stresem, że w czasie porodu też tyle jest niebezpiecznych sytuacji. Aaaaaa głowa pęka od tych myśli. Ostatnio, jak się tak nakręciłam to przepłakałam, jak głupia cały dzień, nie mogłam się uspokoić. Zadzwoniłam do męża, by zerwał się z pracy i zabrał mnie gdzieś, bo oszaleję! Sama ze sobą nie mogłam wytrzymać, płakałam i przepraszałam mojego synka, że ma tak durną, histeryczną matkę! Wiem, że to burza hormonów i czas, w którym kobieta oswaja się z zupełnie nową sytuacją w życiu, ale nie sądziłam, że ja, która przez tyle lat walczyłam o to dziecko, doświadczę tak silnych negatywnych emocji w ciąży. Myślę sobie, że mój organizm przez płacz, momentami nawet histerię, odreagowuje teraz te wszystkie trudne lata walki o dziecko, podczas których musiałam się szybko zbierać do kupy i działać, nie było czasu na dłuższe rozczulanie się nad sobą. I wiem, że gdyby teraz coś złego spotkało mojego synka to pękłoby mi serce i już bym się z tego nie podniosła... I znowu mam łzy w oczach, to silniejsze ode mnie. Pozostaje mi mieć nadzieję, że te negatywne myśli są całkowicie irracjonalne i znajdę jakiś sposób na okiełznanie ich. Zawsze myślałam, że będę celebrować, każdy dzień ciąży, ale po takim przepłakanym, ponurym dniu marzę tylko o wehikule czasu, który przeniesie mnie do momentu, gdy mój syn będzie cały, zdrowy i bezpieczny w moich ramionach. Mam jednak świadomość, że moje zamartwianie się nie skończy się wraz z porodem, bo o dziecko rodzice drżą przez całe życie. Tak to już jest. I jak to mawia mój mąż, żeby mnie rozśmieszyć: masz kobieto, co chciałaś:) Chciałam i nadal chcę, więc biorę ten czas z jego jasnymi i ciemnymi stronami czekając z niecierpliwością na mojego synka!

***

Dygresja po burzowej nocy

Spania dziś nie było, pioruny strzelały przez kilka godzin, po każdym mocniejszym uderzeniu dostawałam kopa w brzuch i bynajmniej nie były to subtelne motylki. Ewidentnie Młodemu ta pogoda nie pasowała równie mocno, jak mnie:( A mój mąż chrapał obok w najlepsze. Zupełnie nie wiem jak on to robi, że nic nie słyszy. Zazdroszczę! Nie lubię burzy, nigdy nie lubiłam i coś czuję, że mój syn będzie miał to po mnie.

poniedziałek, 6 maja 2013

Już wiem, kto siedzi w środku...

Płeć tego mojego motylka przepowiedziało mi wiele osób, łącznie z mężem. Ja sama nie miałam większych oczekiwań, co do płci. Po tylu latach starań marzyłam tylko o zdrowym dziecku, więc każda opcja wzbudziłaby równie wielką radość. Na dzisiejszym usg połówkowym zobaczyliśmy bardzo ruchliwe, skręcające się w przedziwne pozy, ale co najważniejsze ZDROWE dziecko. A jest to nasz ...SYNEK:) Lekarz nie ma wątpliwości. Dorzucam fotkę, chociaż dziś dostaliśmy całą serię młodego w "częściach", na jednym siusiak, na drugim brzuch, na trzecim noga, a buzia tylko przodem (wygląda jak ufok:)), także takiej całościowej fotki nie mam. Łożysko jest nadal na przedniej ścianie, ale ruchy wyczuwam dobrze, a więc nie jest to żadną przeszkodą. Dużo emocji, jak na jeden dzień, przyznam, że denerwowałam się dziś trochę czekając na badanie (Aguś jeszcze raz dzięki za rozmowę:)) Teraz już dochodzę do siebie, a uśmiech nie schodzi mi z twarzy:) Czas zacząć myśleć o imieniu dla młodego. Cieszę się:)





niedziela, 28 kwietnia 2013

Mam motylka w brzuchu

Już teraz wiem, co miały na myśli koleżanki w ciąży, które mówiły o "motylkach w brzuchu". Od kilku dni sama ich doświadczam. Mam wrażenie, że młode znudziło się już pukaniem w brzuch i zajęło robieniem fikołków. Skojarzenie z motylkiem nasuwa się od razu. To jeszcze przyjemniejsze niż początkowe pojedyncze bąbelki. Najbardziej aktywne jest wieczorem i nad ranem. Lubię po przebudzeniu poleżeć chwilę i poczuć te przyjemne ruchy, od razu mam uśmiech od ucha do ucha. Pisząc ten post też fika:) Dziś zaczęliśmy 21 tydzień ciąży.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Połowa za nami:)

jako wielbicielka butów
nie mogłam się powstrzymać:)
Jesteśmy w trakcie 20 tc, więc już połowa ciąży za nami! Tak jak pierwszy trymestr dłużył mi się, tak drugi upływa w zawrotnym tempie. Na początku 22 tc mamy usg połówkowe, trochę o tym już myślę, bo zdaję sobie sprawę, że to ważne badanie, ale staram się być spokojna i myśleć pozytywnie. Cieszę się tym niezwykłym stanem każdego dnia, brzucha już nie wciągnę;), jest coraz bardziej widoczny, co mnie cieszy i wreszcie poczułam, że to wszystko dzieje się naprawdę:) I chyba już czuję pierwsze ruchy, nie jestem do końca pewna, ale w ubiegły wtorek (16 kwietnia 2013 r., czyli 19 tc - ku pamięci:)) wieczorem poczułam jakby takie pękające bąbelki w brzuchu - to było moje pierwsze skojarzenie, albo uczucie pstryknięcia palcami tak od środka brzucha. Teraz odczuwam to właściwe codziennie, jest to jeszcze bardzo delikatne, ale bardzo przyjemne:) Rozmawiałam z koleżankami, które są mamami i mówią, że to  wygląda na pierwsze ruchy:) Bardzo się cieszę, że już czuję to moje maleństwo:) Teraz jak tylko poczuję i powiem mężowi to pędzi do brzucha i trzyma rękę zawzięcie, żeby też to poczuć:) Dużo osób, które mnie zna mówi, że jestem niezwykle rozluźniona, nie widzieli mnie takiej od lat, a ja to samo widzę po moim mężu - tą ulgę i radość, że doczekaliśmy się naszego szczęścia. To wspaniałe uczucie! Teraz moim priorytetem jest zdrowie i bezpieczeństwo mojego dziecka i o to modlę się każdego dnia!

Wg opisu w książce młode ma już od głowy do pupy 16 cm i waży 280 g :)

A z dolegliwości ciążowych to zaczęły się bóle w dole pleców, ale nie mogę narzekać, ciąża jest dla mnie niezwykle łaskawa, dużo tych przykrych, pierwszych dolegliwości mnie ominęło. Dam radę:)

wtorek, 9 kwietnia 2013

Szukam dobrego poradnika

Gdy dowiedziałam się o ciąży, to kupiłam polecaną mi przez wiele mam książkę "W oczekiwaniu na dziecko" Haidi Murkoff - książka, co prawda odbiega od polskich realiów, ale zawiera wiele przydatnych informacji, a co najważniejsze rozwiewa liczne niepokoje kobiety, która pierwszy raz doświadcza tego wyjątkowego stanu. Dzięki niej mój lekarz nie odbierał ode mnie telefonów z dziwnymi pytaniami/wątpliwościami:) Innej książki o ciąży już nie szukałam, chyba, że mi jakąś jeszcze szczególnie polecicie.

A obecnie chciałabym już sobie zakupić książkę o opiece nad dzieckiem w pierwszym roku. Zastanawiałam się nad kolejną z tej samej serii, czyli "Pierwszy rok życia dziecka" Haidi Murkoff, ale w necie przeczytała tak różne opinie na jej temat, że nie wiem czy to dobry wybór. Pomóżcie!:) Czekam na wasze propozycje książkowe. Chciałabym, by ten poradnik rozwiewał moje wątpliwości, czy coś robię dobrze czy źle i opisał mi kolejne etapy rozwoju maluszka. Zdaję sobie sprawę, że nie istnieje książka, która jest gotową "instrukcją obsługi maluszka", ale może istnieje taka, która pozwoli łatwiej i spokojniej przeżyć te pierwsze, zupełnie nowe miesiące i w dziecka i w moim życiu. A jeśli macie takie, które kompletnie odradzacie to też piszcie.

Czekam z niecierpliwością na Wasze propozycje i opinie. I z góry za nie dziękuję!

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Zaczęliśmy 5 miesiąc!

Byliśmy dziś u doktorka posłuchać serduszka, bardzo fajne uczucie:), było też krótkie podglądanie, młode jak zwykle w ruchu, aż dziwne, że tego nie czuję:) Wszystko jest ok, konkretne oglądanie maleństwa będzie za miesiąc na usg połówkowym. Nie wiem kiedy ten czas zleciał, już zaraz półmetek! Doktorek zaglądał by sprawdzić, co to się tam tak wierci, ale nadal nie wiemy czy córka czy syn. Za miesiąc już poznamy płeć:)

Ja sobie powoli rosnę, ale oprócz zaokrąglonego już fajne brzuszka i ogromnych piersi;) nie zmieniłam się specjalnie, tyję też tak delikatnie, ale tu pewnie ma znaczenie dieta bezglutenowa na której z musu jestem. W lany poniedziałek złapał mnie jakiś wirus i trzymał tydzień, kurowałam się domowymi, babcinymi metodami i na szczęście nic się gorszego nie rozwinęło, jedynie piękny wykwit na ustach bleeee!

Na szczęście już jest dobrze, a jak dodam do tego dzisiejsze podglądanie maleństwa i słoneczko na niebie to jest bardzo bardzo bardzo dobrze:)

sobota, 30 marca 2013

Świątecznie

Z okazji Świąt Wielkiej Nocy
życzę Wam Kochane i Waszym bliskim

bardzo dużo miłości, wzajemnego wsparcia oraz zdrowia,
pokonania wszelkich przeszkód
i wiosny zarówno w sercu, jak i za oknem!

sobota, 23 marca 2013

Zmiana garderoby

Załamałam się lekko, jak wyciągnęłam sporą górę moich wiosennych i letnich ubrań. Wchodzę tylko w kilka buuuu:( i to też zbyt długo w nich nie pochodzę jeśli wkrótce nie zawita do nas wiosna. Zawsze kupowałam dość dopasowane ubrania, więc za wiele zapasu to ja w nich nie mam. Nie było więc wyjścia - musiałam udać się po nowe. Oj tam, takie straszne to nie jest, gorzej ma się karta bankowa niż ja;) Na początku szukałam ciążowych ubrań w necie, ale muszę przyznać, że zupełnie nie ma z czego wybierać, tylko jeansy nabyłam takie z pasem i jestem z nich bardzo zadowolona, ale z bluzek czy tunik wyboru nie ma (no chyba, że ktoś lubi wyglądać, jak "stara ciotka"! - bez urazy wszystkie ciocie:)). Postawiłam więc na ciuchy w normalnych, ulubionych sklepach tylko w nieco większym rozmiarze. Na szczęście moda tej wiosny jest sprzyjająca dla ciężarnych. Jest sporo szerokich krojów - bluzek typu "nietoperz" i fajnych kolorowych tunik z lekkich dzianin do legginsów. Także nie zginę:) Na początku rozpędziłam się zakupowo, ale nim wydałam wszystko, co miałam wrócił mi rozum, że lepiej kupić teraz trochę i za jakiś czas trochę, bo nie wiem, jak moja sylwetka się rozwinie. No więc na dziś mam cztery nowe bluzki, które jeszcze ze mną urosną, jedną parę nowych legginsów i jedną piękną, kolorową wiosenną tunikę. Myślę o jeszcze jednej, która wpadła mi w oko, ale na razie wstrzymałam się z kupnem. I myślę też o spodniach materiałowych, latem często chodziłam w lnianych, które po prostu uwielbiam, ale len to materiał, który zupełnie się nie poddaje więc już w nie nie wchodzę. No nic, z tymi rzeczami, które jeszcze mam i z nowymi na razie jestem ubrana:) Wiosno przybywaj!

A to poglądowa fotka:
Dużo szarości, bo lubię ten kolor (kokardy są oczywiście z tyłu, a nie z przodu:)), a ten multikolor po środku to moja tuniczka - najlepszy zakup ze wszystkich, świetnie się w niej czuję i od razu mam w sercu wiosnę:)

Jutro zaczynamy z młodą/młodym 16 tydzień. Z opisu w książce wynika, że ma już około 11 cm, uszy i oczka wreszcie trafiły na swoje miejsce, więc bardziej wygląda jak mały człowiek, a mniej jak ufoludek:) Ponoć już nieźle szaleje w brzuchu, kopie i rozciąga się, no ale ja siłą rzeczy jeszcze tego nie czuję. Mogę to sobie tylko wyobrazić. Kolejne usg mamy za dwa tygodnie więc do tego czasu jeszcze się bardzo zmieni. Mam więcej energii, ale głównie rano i w ciągu dnia, a pod wieczór opadam z sił i wcześnie zasypiam. Dziwnie uczucie obserwować tak mocno zmieniającą się sylwetkę, mam wrażenie, że każdego dnia wyglądam trochę inaczej:) Wrócił mi znów apetyt, z którym w pierwszych tygodniach było różnie. Teraz tak średnio co 1-1,5h   muszę coś przekąsić, staram się by były to owoce, warzywa czy jakieś inne zdrowe rzeczy, choć zdarza mi się skusić na coś obrzydliwe kalorycznego, ale rzadko:) 

Jutro niedziela palmowa, więc chociaż za oknem wciąż biało i zimno to myślę o świątecznych przygotowaniach i jest to już myślenie w zupełnie innych kategoriach. Nareszcie:)

poniedziałek, 11 marca 2013

Bożonarodzeniowy Cud

Inaczej tego, co się stało nie umiem nazwać. Długo milczałam, bo musiałam się oswoić, uszczypnąć się parę razy, by uwierzyć, że to nie kolejny sen, z którego zaraz się obudzę. Drżałam każdego dnia, by ten Cud trwał. To był długie dwa miesiące, ale dziś już jestem gotowa, by powiedzieć to głośno: BĘDĘ MAMĄ!!!! Jestem w czwartym miesiącu ciąży, poczęliśmy nasze wyczekane, wymodlone dzieciątko w Boże Narodzenie, wiem to na pewno, bo miałam w tym cyklu robiony monitoring. Więc, jak nie nazwać tego Świątecznym Cudem?:) Dzisiaj byłam na kolejny usg, widziałam moje 7 cm maleństwo w całej okazałości, jest zdrowe, rozwija się prawidłowo. Jestem szczęśliwa i już trochę spokojniejsza.

To wszystko jest niesamowite. Grudniowa wizyta u naszego doktorka, miała być ostatnią, daliśmy jemu i sobie czas do końca 2012r. Mieliśmy dość stania w miejscu, ale perspektywa nowego lekarza, któremu trzeba opisywać sześć lat leczenia też nie była zachęcająca, nie widzieliśmy jednak innego wyjścia. Podczas tej "ostatniej", jak myślałam wizyty powiedziała lekarzowi, że mam dość, że po zabiegu powinno się coś ruszyć, że jeśli czegoś nie wymyśli to się pożegnamy. Widać było, że się zmartwił, wiem, że bardzo nas polubił i chciał nam pomóc, więc to była też jego porażka. Siedział, myślał, skrobał się po głowie. I wymyślił. Zgodziliśmy się sprawdzić jeszcze jedną hipotezę, która się potwierdziła. Dostałam leczenie i dodatkowo hormon na wywołanie śluzu, którego od tylu cykli nie było. I miałam przyjść na monitoring. Ok, nie było nic do stracenia, więc wszystko wykonałam sumiennie. O dziwo ten cykl był wręcz wzorowy, śluz jak trzeba, a owu wyszła na czas świąt, ucieszyłam się, ale byłam sceptyczna. Pożegnaliśmy się z doktorkiem, złożyliśmy sobie życzenia, a on do nas: "liczę na dzidziusia pod choinkę", my przytaknęliśmy, ale zupełnie bez przekonania. Święta, spotkania rodzinne - chcieliśmy to po prostu przetrwać, bo to nie łatwy dla nas czas. A że na stres dobry jest seks, więc tego sobie nie odmawialiśmy. Nawet raz zażartowałam, żebyśmy się przestali wygłupiać i zrobili w końcu to dziecko:) No i po dwóch tygodniach okazało się, że zrobiliśmy:)

10 dni po owu miałam pierwsze przeczucie. W tym czasie kazał mi zrobić hormony, idąc do labu nie wiem czemu, ale poprosiłam o beta hcg, czego nigdy wcześniej nie robiłam. Na, ale coś mnie tknęło. Wynik wyszedł pozytywny, hormony też wysokie, ale w domu doszłam do wniosku, że to wszystko bardzo wcześnie i, że się wszystko jeszcze może zmienić. Nie chciałam się nakręcać. Czekałam spokojnie do terminu @. A nawet przeczekałam cały ten dzień, w którym miała przyjść. A już następnego dnia otworzyłam oczy o 5 rano i wiedziałam, że muszę zrobić test. Baaardzo długie 3 minuty! Zanim spojrzałam na test pomyślałam, że będzie pozytywny i nie myliłam się. Obudziłam męża, ucieszył się bardzo, ale oboje wiedzieliśmy, że musi potwierdzić to lekarz, bo już kiedyś pozytywny test mieliśmy i potem to się nie potwierdziło. To był poniedziałek, 7 stycznia 2013 (na marginesie prawosławne Boże Narodzenie), nigdy nie zapomnę tego dnia. O 8 rano zadzwoniłam do doktorka, kazał od razu przyjechać. I potwierdził, wyszliśmy z pierwszym usg, małą kropeczką o którą drżałam przez ostatnie dwa miesiące. Teraz to już mały człowieczek z rączkami, nóżkami i wszystkim, co trzeba na swoim miejscu. Dziś widzieliśmy, jak nasz dzidziuś bawił się pępowiną. Wciąż trudno mi uwierzyć, że ta mała istotka jest w moim brzuchu, który nota bene już się lekko zaokrąglił:)

Jestem szczęśliwa! Po sześciu latach pokonaliśmy niepłodność. Na ten obraz na usg warto było czekać tak długo. Życzę Wam - starającym się, takich samych doznań, jak najszybciej! A dla siebie proszę o modlitwę, dobre fluidy i trzymanie kciuków, by moje dziecko przyszło na świat zdrowe! 

A oto i ono, bo jeszcze nie znamy płci:)


czwartek, 7 lutego 2013

Żyję...

... i wszystko jest ok. Informuję wszystkie zatroskane dziewczyny, które do mnie pisały. Dziękuję za Waszą troskę. Mam teraz taki czas, że potrzebuję sobie trochę pomilczeć, nie gniewajcie się i nie denerwujcie. Odezwę się niebawem. Pozdrawiam.