niedziela, 5 sierpnia 2012

Niemoc

Czasami muszę sobie pomilczeć... ogarnęło mnie zniechęcenie i niemoc... Nie mam sił walczyć z przeciwnościami losu, trudnymi sytuacjami, własnym ciałem. Nadmiar pracy, jaki ostatnio spadł na moje chude barki dobił mnie ostatecznie. Marzę, już od jakiegoś czasu, o zmianie pracy. Jestem nią zmęczona, ponad osiem lat w jednym miejscu. Mam dość tych samym zadań, dość beznadziejnych przełożonych, dość...  Tak bardzo chciałabym założyć coś własnego, ale ciągle stoję w miejscu, bo postawiłam sobie cel - rodzinę, pełną rodzinę, której ciągle nie mam. A ta praca daje stabilność, bezpieczeństwo, biorę zwolnienie i nikt nie ma prawa burknąć, że nie ma mnie dwa czy trzy tygodnie. Mogłabym przez dziewięć miesięcy ciąży być w domu i pracę nadal bym miała. I tak siedzę w miejscu, dziewiąty już rok i czekam, sama już nie wiem na co. Zaraz zrosnę się z biurkiem i zostanę tam do nędznej emerytury. Przeszłam już kilka takich trudnych momentów w pracy, w których byłam gotowa wręczyć szefowi wypowiedzenie i zatrzasnąć za sobą drzwi, ale zostawałam. W głowie zapalała się lampka: przecież mamy mieć dziecko, muszę trzymać się na razie tej pracy, nie jest najgorsza, daje poczucie bezpieczeństwa. Jak urodzę dziecko, będę na macierzyńskim, a później jeszcze wezmę wychowawczy to pomyślę o czymś własnym. Tak to sobie tłumaczyłam i starałam się nie myśleć, że w tej pracy doszłam już do ściany, że się przestałam rozwijać i raczej nic już z tego miejsca nie wycisnę. Cel jest najważniejszy. Mijają kolejne lata, a tu ani celu, ani biznesu. Stoję w miejscu i nie wiem, w którą stronę mam iść. Ogarnia mnie rozpacz, mam dość. W ogóle nie mam ochoty w tym miesiącu myśleć o staraniach, nie mam ochoty iść do gina, nie mam ochoty na nic. Okropny czas. Czuję, że powinnam coś ze swoim życiem zrobić. Podporządkowałam je staraniom o nasze dziecko, a co, jak go nie będzie? Co wtedy z moim życiem? Będę siedzieć sfrustrowana w pracy, która już kompletnie mnie nie kręci, która mnie tylko irytuje i męczy? A gdy zaczynam poważnie myśleć o czymś własnym, to ogarnia mnie strach, że jak rzucę pracę, postawię wszystko na jedną kartę - własny biznes to pojawi się dziecko i będzie kłopot, jak sobie ze wszystkim poradzić. Błędne koło. Po trzydziestce powinno się już mieć, TO COŚ z czego można być dumnym, ja tego nie mam i strasznie mnie to boli...