wtorek, 28 maja 2013

Skurcze Braxtona-Hicksa

Czytałam, że takie odczuwalne mogą pojawić się po 20 tc, w teorii wiedziałam, co to takiego, a od wczoraj wiem w praktyce (25 tc). Ostatnie dni miałam dość aktywne, dużo chodziłam, dużo robiłam, nie jakieś prace siłowe, ale byłam w ruchu. A wczoraj około 4 nad ranem miałam dziwny sen (ostatnio przeważają takie dziwaczne) i pierwszy skurcz, wplótł się w ten sen. Obudziłam się zdezorientowana, odruchowo chwyciłam za brzuch, a on twardy, jak skała i jakiś jajkowaty w kształcie. Przyznaję, że nieźle się wystraszyłam, tym bardziej, że byłam jeszcze nie do końca przytomna. Ale starałam się uspokoić, zmieniłam ułożenie ciała i po chwili wszystko ustąpiło. Znowu zapadłam w sen, na szczęście to nie była kontynuacja poprzedniego:) Gdy mąż szykował się do pracy ok 7.30 znowu to poczułam, w ten sam sposób, ale już nie spałam, więc było to bardziej świadome i na spokojnie. Zastanawiałam się czy zawracać tym głowę doktorkowi, ale robiąc śniadanie czułam lekki ból na górze brzucha i to zdecydowała o telefonie do niego. Przyznał, że to wygląda na B-H, kazał mi trzy dni odpoczywać, leżeć jak są skurcze, a w związku z tym bólem no-spa 3x1 tab przez trzy dni i zobaczyć, jak będzie. Bilans wczorajszego dnia: 5 skurczów, ale na szczęście po leku ból minął. Dzisiaj rano znów czuję taki delikatny dyskomfort na górze brzucha, ale jak na razie kolejne skurcze nie przyszły. Noc też minęła spokojnie. Mam nadzieję, że nic już się tu nie rozwinie poważniejszego. Ograniczyłam aktywność do minimum, zobaczymy. W poniedziałek po długim weekendzie mam i tak wizytę u doktorka. Te skurcze jeszcze bardziej uświadamiają mi, że już bliżej niż dalej...

czwartek, 23 maja 2013

Przygotowania czas zacząć

Dość smutnych postów! Czas przygotować się na przybycie Młodego, a nie siedzieć i ryczeć! Poczyniłam pierwsze ubrankowe zakupy (fota poniżej) - tyle tego wszystkiego jest, że można dostać zawrotu głowy. Dostałam też już trochę ubranek po dzieciach moich koleżanek, także półka zaczyna się zapełniać. Patrząc na takie małe ciuszki od razu humor wraca na właściwe tory i oby tak już zostało. Oczywiście natrętne myśli przychodzą, ale staram się je szybko odganiać. Każdego dnia nasz synek daje coraz wyraźniej znać, że jest, więc: "przestań matka się zamartwiać":). No i chyba wybraliśmy imię, bo wcześniej mieliśmy kilka i nie mogliśmy się na żadne zdecydować, aż jakoś tak naturalnie przyszło, że zaczęliśmy wołać do niego Antek i chyba tak już zostanie. Mąż uważa, że ostatecznie przekonamy się czy to imię do niego pasuje, jak już się zobaczymy. Podoba nam się i pasuje do nazwiska, chociaż zdajemy sobie sprawę, że teraz Janków, Franków, Ignasiów i Antosiów jest pełno, ale co tam. W necie oglądam już wózki i łóżeczka, ale jeszcze nie kupuję, bo na początku czerwca czeka nas mały remont - chcemy odświeżyć pokój Antosia, chociaż przez pierwszy okres Mały będzie spał w naszej sypialni - przemeblowaliśmy już ją odpowiednio, by było miejsce na łóżeczko. Zaczęło do mnie docierać, że zbliżam się wielkimi krokami do ostatniego trymestru, wybrałam już szpital, w przyszłym tygodniu zadzwonię do szkoły rodzenia i zapiszemy się na zajęcia. Przygotowania nabierają więc tempa:) A dziś mam w planach obsadzić balkon kwiatami, by letnie śniadania na powietrzu lepiej smakowały:)


kupując kojec do spania dokupiłam otulaczek dla synka



poniedziałek, 13 maja 2013

Ciąża to dziwny stan

Wyobrażenie o ciąży, szczególnie tej wyczekanej, a rzeczywistość to dwie różne rzeczy. Utwierdzam się w tym przekonaniu każdego dnia. W marzeniach o odmiennym stanie jest przede wszystkim radość, że w końcu doczekałam się upragnionego dziecka, że tak fajnie rośnie maleństwo, a z nim mój brzuch (i piersi;)), że czuję pierwsze ruchy, że widzę je na usg itd. Nie ma tam miejsca na mdłości, skurcze nóg, zgagę, bóle pleców, czy zmienność nastrojów. Po prostu nie myślisz o tym marząc o dziecku. I tu chciałabym się zatrzymać właśnie przy wahaniach nastroju, bo o ile pozostałe dolegliwości, których doświadczam (tj. skurcze nóg, bóle pleców czy zgagę) mogę znieść i rozumiem, że po prostu muszę to przetrwać, tak z emocjonalną huśtawką trudno mi sobie poradzić. A nawet bardzo trudno ostatnio. Jakbym miała położyć na jednej szali czystą radość, a na drugiej, silny niepokój to ta druga byłaby dużo cięższa niestety. Mam, szczególnie ostatnio, takie dziwne dni, ponure dni, gdy nachodzą mnie czarne myśli, których nie mogę wywalić ze swojej głowy: a to, że lekarz czegoś nie zauważył, że z moim dzieckiem jest, coś nie tak, że usg też nie daje 100 proc. pewności, co do jego zdrowa, że kolejnych miesiącach może się jeszcze tyle nieprzewidzianych rzeczy przydarzyć, a każdy termin usg zamiast radosnego oczekiwania kojarzy się ze stresem, że w czasie porodu też tyle jest niebezpiecznych sytuacji. Aaaaaa głowa pęka od tych myśli. Ostatnio, jak się tak nakręciłam to przepłakałam, jak głupia cały dzień, nie mogłam się uspokoić. Zadzwoniłam do męża, by zerwał się z pracy i zabrał mnie gdzieś, bo oszaleję! Sama ze sobą nie mogłam wytrzymać, płakałam i przepraszałam mojego synka, że ma tak durną, histeryczną matkę! Wiem, że to burza hormonów i czas, w którym kobieta oswaja się z zupełnie nową sytuacją w życiu, ale nie sądziłam, że ja, która przez tyle lat walczyłam o to dziecko, doświadczę tak silnych negatywnych emocji w ciąży. Myślę sobie, że mój organizm przez płacz, momentami nawet histerię, odreagowuje teraz te wszystkie trudne lata walki o dziecko, podczas których musiałam się szybko zbierać do kupy i działać, nie było czasu na dłuższe rozczulanie się nad sobą. I wiem, że gdyby teraz coś złego spotkało mojego synka to pękłoby mi serce i już bym się z tego nie podniosła... I znowu mam łzy w oczach, to silniejsze ode mnie. Pozostaje mi mieć nadzieję, że te negatywne myśli są całkowicie irracjonalne i znajdę jakiś sposób na okiełznanie ich. Zawsze myślałam, że będę celebrować, każdy dzień ciąży, ale po takim przepłakanym, ponurym dniu marzę tylko o wehikule czasu, który przeniesie mnie do momentu, gdy mój syn będzie cały, zdrowy i bezpieczny w moich ramionach. Mam jednak świadomość, że moje zamartwianie się nie skończy się wraz z porodem, bo o dziecko rodzice drżą przez całe życie. Tak to już jest. I jak to mawia mój mąż, żeby mnie rozśmieszyć: masz kobieto, co chciałaś:) Chciałam i nadal chcę, więc biorę ten czas z jego jasnymi i ciemnymi stronami czekając z niecierpliwością na mojego synka!

***

Dygresja po burzowej nocy

Spania dziś nie było, pioruny strzelały przez kilka godzin, po każdym mocniejszym uderzeniu dostawałam kopa w brzuch i bynajmniej nie były to subtelne motylki. Ewidentnie Młodemu ta pogoda nie pasowała równie mocno, jak mnie:( A mój mąż chrapał obok w najlepsze. Zupełnie nie wiem jak on to robi, że nic nie słyszy. Zazdroszczę! Nie lubię burzy, nigdy nie lubiłam i coś czuję, że mój syn będzie miał to po mnie.

poniedziałek, 6 maja 2013

Już wiem, kto siedzi w środku...

Płeć tego mojego motylka przepowiedziało mi wiele osób, łącznie z mężem. Ja sama nie miałam większych oczekiwań, co do płci. Po tylu latach starań marzyłam tylko o zdrowym dziecku, więc każda opcja wzbudziłaby równie wielką radość. Na dzisiejszym usg połówkowym zobaczyliśmy bardzo ruchliwe, skręcające się w przedziwne pozy, ale co najważniejsze ZDROWE dziecko. A jest to nasz ...SYNEK:) Lekarz nie ma wątpliwości. Dorzucam fotkę, chociaż dziś dostaliśmy całą serię młodego w "częściach", na jednym siusiak, na drugim brzuch, na trzecim noga, a buzia tylko przodem (wygląda jak ufok:)), także takiej całościowej fotki nie mam. Łożysko jest nadal na przedniej ścianie, ale ruchy wyczuwam dobrze, a więc nie jest to żadną przeszkodą. Dużo emocji, jak na jeden dzień, przyznam, że denerwowałam się dziś trochę czekając na badanie (Aguś jeszcze raz dzięki za rozmowę:)) Teraz już dochodzę do siebie, a uśmiech nie schodzi mi z twarzy:) Czas zacząć myśleć o imieniu dla młodego. Cieszę się:)