środa, 28 marca 2012

Zirytowana i zadziwiona

Jak to możliwe by dwóch lekarzy tej samej specjalizacji mówiło co innego, irytuje mnie to i zadziwia jednocześnie. Właśnie wróciłam z wizyty u mojego gina prowadzącego, pokazałam mu opis zabiegu. Obaj panowie, na całe moje szczęście, są jednogłośni, że ten zabieg w moim przypadku był potrzebny, ale każdy ma inne zdanie odnośnie głównej przyczyny niepłodności. Ten, co wykonywał zabieg uważa, że to dno macicy, a z kolei mój gin jest zdania, że jednak endometrioza bardziej mi namieszała. I bądź tu pacjencie mądry! Nie wiadomo, który ma słuszność. No cóż, pozostało mi wierzyć, że któreś z tych schorzeń jednak było przyczyną, a że obie zostały wyeliminowane, więc zostało mi czekać na rozwój wydarzeń. Ale strasznie to wszystko frustrujące. Brzuch dalej boli, ale da się wytrzymać, ja wszystko zniosę byleby tylko przyniosło to upragniony efekt.

wtorek, 27 marca 2012

Nowa nadzieja?

Wróciłam ze szpitala obolała, z trzema dziurami w brzuchu ale z nową nadzieją. Aż boję się zapeszyć, ale w moim leczeniu ten zabieg jest krokiem milowym. Czy to się przełoży na upragnione dziecko? Zobaczymy, lekarz jest dobrej myśli, a ja aż boję się oddychać... Strasznie dużo emocji przez te dwa dni. Badanie zamieniło się w 1,5h operację metodą laparoskopową. Pierwsza diagnoza: endometrioza, ale na szczęście nie mocno zaawansowana, było cztery ogniska - wszystkie zostały usunięte. Druga diagnoza: łukowate dno jamy macicy. Lekarz naciął dno macicy by przywrócić mu właściwy kształt. I to właśnie, w jego przekonaniu, a nie endometrioza jest/było przyczyną mojej niepłodności. Teraz mam dwa tygodnie zwolnienia, by wszystko mi się pogoiło i miesiąc kuracji lekami. W następnym cyklu możemy zacząć się starać o dziecko. Lekarz uprzedził mnie jednak, że jeśli nadal nie będę zachodzić w ciążę to może czekać mnie jeszcze jedna operacja. Wytłumaczył mi, że nie można przesadzić z nacięciem dna jamy macicy, by nie zrobić krzywdy, lepiej robić to dwuetapowo, jeśli jeden raz okaże się za mało. Mam nadzieję, że nie będzie to konieczne, że wraz z wiosną, po pięciu trudnych latach, uda nam się powiększyć rodzinę. Wróciłam do domu z opisem i płytą, na której nagrana jest cała operacja. Oglądałam ją z lekarzem, który tłumaczył mi, co po kolei robił, do tej pory jestem w szoku, że to widziałam, że obejrzałam siebie od środka, to jest niesamowite przeżycie. Jestem lżejsza o 3 tys. zł, ale wierzę, że to dobrze wydane pieniądze. Lekarz jest bardzo drobiazgowy, dokładny, nawet robiąc mi przed zabiegiem usg, tłumaczył mi każdą kropeczkę na ekranie:) Wierzę, że tak samo dokładny był podczas zabiegu, zresztą sama widziałam, jak to wyglądało! Narkozę zniosłam tak sobie, poprzednio było podobnie, zachrypnięte gardło, co chwila odlatywałam i budziłam się. Nie pamiętam momentu, jak przynieśli mnie do pokoju, pamiętam tylko, że jak zobaczyłam przez mgłę męża to się popłakałam, nie wiem dlaczego, czy z ulgi czy z bólu. Mąż później powiedział, że po kilka razy opowiadałam mu to samo, cały czas pytałam czy już po zabiegu i liczyłam opatrunki na brzuchu:) Cieszę się, że już jestem w domu, we własnym łóżku, do pracy wracam dopiero po Świętach Wielkanocnych, do tego czasu powinnam wrócić do formy. Zabieg miałam wykonany w Dzień Świętości Życia i to biorę za dobry znak:)

poniedziałek, 19 marca 2012

Data wyznaczona

W poniedziałek, 26 marca o godz. 10.00. Mam już termin laparo, dziś poznałam także lekarza, który zabieg wykona, obejrzał poprzedni wynik i blizny na brzuchu - na jego oko tamto badanie było raczej tylko poglądowe, a nie zabiegowe, czyli te ogniska najprawdopodobniej nie zostały usunięte (mam za mało blizn po zabiegu). Zobaczymy, po badaniu się okaże. Póki, co walczę z lekkim przeziębieniem, muszę się wykurować do poniedziałku i zrobić jeszcze odnawiającą dawkę szczepionki na WZW, bo miałam ostatnią 5 lat temu. Histeroskopia to dla mnie nowość, ale też ponoć dużo nieprawidłowości może wykryć. Oczywiście przy okazji dowiedziałam się, że praktyką jest robienie przy laparo histeroskopii, by za jednym znieczuleniem wszystko zbadać. Pan doktor zrobił zdziwioną minę, że jeszcze go nie miałam taaa! Co jeszcze?! No, nic pozostało czekać na godzinę zero i liczyć na to, że będzie dobrze.

sobota, 17 marca 2012

Temat endometrioza wraca jak bumerang

Poryczałam się w gabinecie lekarskim, ryczałam w aucie w drodze do domu i pół nocy też przeryczałam. Jestem wściekła, rozżalona, mam ochotę kogoś udusić! Dwa lata temu poprzedni ginekolog podejrzewał endometriozę, wykonał laparoskopię, zapewnił mnie przed zabiegiem, że jak coś tam w środku znajdzie to usunie, wybudziłam się z narkozy, jak już doszłam do siebie to przyszedł i powiedział, że były dwa ogniska endometriozy, ale żebym się nie martwiła bo to nie ma wpływu na płodność (dobre sobie!), na moje pytanie czy je usunął, powiedział, że tak. Ja ucieszona, że wszystko ok, następnego dnia opuściłam szpital z kartą wypisu wypełnioną dla mnie kompletnie nieczytelnie, ale jakoś się wówczas tym nie przejęłam, nie pomyślałam o tym. Dochodziłam do siebie dość długo (ok. 2 tygodni), no ale to pewnie zależy od organizmu. Najważniejsze dla mnie było, że wszystko już jest ok. Oczywiście z wielką nadzieję podjęliśmy dalsze próby by począć dziecko, ale nic z tego nie wyszło, później były inseminacje, aż w końcu doktorek rozłożył na na nas ręce. Wiec poszliśmy do następnego. Tego u którego jesteśmy teraz. Jak to u nowego lekarza, trzeba było opowiedzieć całą historię i przedstawić zrobione dotąd badania. I na wypisie ze szpitala po laparoskopii zrobił się problem, bo ja nie potrafiłam rozczytać pisma lekarza, ale lekarze mają tą umiejętność. No i co się okazało, że ja wg wypisu nic nie miałam usuwane, miałam jedynie badanie! Myślałam, że mnie szlak trafi, jak przeczytał mi co tam jest napisane. No, ale przyjął to co mi tamten powiedział, że usunął dwa ogniska. I postanowił to na razie zostawić. Minął już rok odkąd jesteśmy u niego, co jakiś czas wraca do tego tematu, twierdzi, że ta sprawa z jego punktu widzenia jest niewyjaśniona, on dalej nie ma pewności, co się tam w środku dzieje. Pomimo wykonanego już leczenia i dużej poprawy dalej jest coś mocno nie tak, no i nadszedł ten dzień. Poprosił bym jeszcze raz poddała się laparoskopii połączonej z histeroskopią. Jego zdaniem na 95 proc. mam endometriozę, musi to potwierdzić badaniem. Czekam na tą cholerną miesiączkę i najpewniej pod koniec tego tygodnia lub na początku następnego idę do szpitala. Mam nadzieję, że dowiem się w końcu co mi jest. Znowu to samo badanie, bo jakiś konował nie raczył właściwie zrobić wypisu, znowu narkoza, szpital, kurwa mać kiedy to się skończy, jestem wściekła na cały świat! A PMS nie pomaga!

poniedziałek, 5 marca 2012

Raczej nie marzec

Obserwuję siebie po tej kolejnej "cudownej" kuracji i nie widzę szans. Dalej coś jest mocno nie tak z moim cyklem, nie wiem co jest grane i obawiam się, że mój doktorek też zbaranieje, bo był pewien, że wszystko wróci na swoje miejsce. Wizyta w połowie lutego. Zobaczymy, ale ja już raczej czekam na @.