wtorek, 27 marca 2012

Nowa nadzieja?

Wróciłam ze szpitala obolała, z trzema dziurami w brzuchu ale z nową nadzieją. Aż boję się zapeszyć, ale w moim leczeniu ten zabieg jest krokiem milowym. Czy to się przełoży na upragnione dziecko? Zobaczymy, lekarz jest dobrej myśli, a ja aż boję się oddychać... Strasznie dużo emocji przez te dwa dni. Badanie zamieniło się w 1,5h operację metodą laparoskopową. Pierwsza diagnoza: endometrioza, ale na szczęście nie mocno zaawansowana, było cztery ogniska - wszystkie zostały usunięte. Druga diagnoza: łukowate dno jamy macicy. Lekarz naciął dno macicy by przywrócić mu właściwy kształt. I to właśnie, w jego przekonaniu, a nie endometrioza jest/było przyczyną mojej niepłodności. Teraz mam dwa tygodnie zwolnienia, by wszystko mi się pogoiło i miesiąc kuracji lekami. W następnym cyklu możemy zacząć się starać o dziecko. Lekarz uprzedził mnie jednak, że jeśli nadal nie będę zachodzić w ciążę to może czekać mnie jeszcze jedna operacja. Wytłumaczył mi, że nie można przesadzić z nacięciem dna jamy macicy, by nie zrobić krzywdy, lepiej robić to dwuetapowo, jeśli jeden raz okaże się za mało. Mam nadzieję, że nie będzie to konieczne, że wraz z wiosną, po pięciu trudnych latach, uda nam się powiększyć rodzinę. Wróciłam do domu z opisem i płytą, na której nagrana jest cała operacja. Oglądałam ją z lekarzem, który tłumaczył mi, co po kolei robił, do tej pory jestem w szoku, że to widziałam, że obejrzałam siebie od środka, to jest niesamowite przeżycie. Jestem lżejsza o 3 tys. zł, ale wierzę, że to dobrze wydane pieniądze. Lekarz jest bardzo drobiazgowy, dokładny, nawet robiąc mi przed zabiegiem usg, tłumaczył mi każdą kropeczkę na ekranie:) Wierzę, że tak samo dokładny był podczas zabiegu, zresztą sama widziałam, jak to wyglądało! Narkozę zniosłam tak sobie, poprzednio było podobnie, zachrypnięte gardło, co chwila odlatywałam i budziłam się. Nie pamiętam momentu, jak przynieśli mnie do pokoju, pamiętam tylko, że jak zobaczyłam przez mgłę męża to się popłakałam, nie wiem dlaczego, czy z ulgi czy z bólu. Mąż później powiedział, że po kilka razy opowiadałam mu to samo, cały czas pytałam czy już po zabiegu i liczyłam opatrunki na brzuchu:) Cieszę się, że już jestem w domu, we własnym łóżku, do pracy wracam dopiero po Świętach Wielkanocnych, do tego czasu powinnam wrócić do formy. Zabieg miałam wykonany w Dzień Świętości Życia i to biorę za dobry znak:)

8 komentarzy:

  1. super, że wszystko się ułożyło...
    i mam nadzieję, że teraz tylko będzie lepiej i, że w końcu zobaczysz upragnione dwie kreseczki...
    trzymam kciukasy

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie ze zrobiliscie krok na przod! Slyszalam ze po takich zabiegach kobiety zachodza jak tylko sie na chlopa popatrza. Zycze wiec szybkiego powrotu do formy i milego patrzenia :))

    OdpowiedzUsuń
  3. No taki dzień na zabieg to musi być dobry znak Aga! I ja w to wierzę! Cieszę się że znlazł się tak skrupulatny lekarz co wszystko objaśnił, dojrzał, przeciął no i zaszył :) Wierzę że teraz już będzie z górki. Każdy dzień przybliża nas do...

    OdpowiedzUsuń
  4. Aga, to dobrze. Bardzo dobrze! Odpoczywaj dużo, nie szalej przed Świętami, pozwól swemu ciału zregenerować się po zabiegu - to ważne :) W końcu miałaś operowany lokal Twojego dziecka! Niech się ten domek zregeneruje i będzie gotowy na przyjęcie lokatora - wierzę, że tak będzie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja po 6 miesącach od laparo, "zaskoczyłam":)) takze bedzie dobrze. Wiem, ze wielu dziewczynom udaje sie szybciej. trzymam kciuki!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. dziękuję Kochane za wsparcie, ściskam wirtualnie:)

    OdpowiedzUsuń