środa, 25 września 2013

Antek jest już na świecie:)

W pierwszy dzień jesieni, 23 września 2013 roku (poniedziałek) o godzinie 23.10 na świecie pojawił się nasz synek Antek. Najpiękniejszy chłopczyk na świecie, zdrowy, silny, waga 3700, wzrost 56 cm. Dostał 10 pkt. Urodziłam naturalnie i szybko - w dwie godziny, nawet nie zdążyłam pomyśleć o znieczuleniu, bo przyjechałam do kliniki z 5 cm, a po kolejnym badaniu, nie wiem dokładnie czy po pół czy po godzinie było już 10 cm i trzeba było wydać młodego na świat. Nie mogę powiedzieć, że nie bolało, ale jakoś tak się koncentrowałam na oddychaniu, że byłam gdzieś poza czasem. Kosmiczne przeżycie. Niesamowite. Teraz niestety siedzę na półdupku, bo musieli naciąć kroczę, ale przeżyję. Dziś wróciliśmy do domu, pierwsza noc przed nami. I całe nowe życie. Jak się ogarnę to postaram się napisać coś więcej. Na razie powiem tylko, że kochamy naszego synka do szaleństwa. Spełniło się największe z naszych marzeń, dokonał się Cud. Dziękuję za to, że byłyście dla nas wsparciem, wierzę, że to dzięki tylu dobrym myślom poszło tak pomyślnie. Ściskam Was wszystkie!!!

poniedziałek, 23 września 2013

Będzie Waga, a nie Panna:)

Już wiemy na co nasz syn czeka tak długo. On po prostu nie chciał być zodiakalną Panną, więc postanowił poczekać, bo dziś zaczyna rządzić Waga. Cieszy się z tego mąż, bo sam jest Wagą, a ja już wiem, że będę mieć teraz zamiast jednego to dwóch myślicieli w domu, rozważających wszystko baaaaaardzo dokładnie:)
A tak poważnie to zamiast porodu mam wirusa. Zaczęło się od męża, izolowałam się jak mogłam, ale trzeciego dnia jego choroby, w sobotę wieczorem poległam. Rozłożyło mnie i koniec:( Tego dnia podczas kolejnego badania dyżurny gin zaproponował mi indukcję porodu na niedzielę, ale chyba miałam przeczucie, bo powiedziałam, żeby jeszcze dać 2-3 dni naturze. Ona sama wie najlepiej kiedy powinno się zacząć, a już wieczorem byłam chora, więc i tak z niedzielnej indukcji nic by nie wyszło. Jestem spokojna o synka, bo zrobili mi usg, wód jest wystarczająco dużo, łożysko w dobrym stanie, znowu sprawdzali czystość i tu też jest ok. Dodatkowo doktorek od usg - ponoć jakiś dobry specjalista (pierwszy raz u niego byłam) powiedział, że jego zdaniem ciąża jest donoszona, a nie przenoszona. Tak to jest z tymi terminami. A więc mając wszystkie te wiadomości postanowiłam jeszcze poczekać na sygnał organizmu do porodu. A jak dalej nie będzie się nic posuwać do przodu to tak czy siak w tym tygodniu pewnie nareszcie poznamy naszego synka:) Dziś czuję już lekką poprawę, więc myślę, że jeszcze dzień i wyjdę z choroby. Oby. Tyle u nas.

niedziela, 15 września 2013

Stan zawieszenia

Od tygodnia żyję w zawieszeniu. Czekanie - ktg - badanie - czekanie. Jeśli chodzi o zapisy ktg to mam wręcz tendencję spadkową, jak zaczynałam w poniedziałek skurczami 127, co 3-4 minuty, tak dziś na 20-minutowym zapisie nie pojawił się żaden:) Nie wiem już czy śmiać się czy płakać! Jak we wtorek pojawił się 1 cm, tak jest bez zmian i dziś. Mój doktorek powiedział, że z tym centymetrem mogę sobie chodzić i kolejny tydzień, a równie dobrze akcja może się rozwinąć w kilka godzin. Jak we wtorek mogłam do woli wykorzystywać fakt, że "rodzę" i prosić męża o co tylko chcę, tak dziś patrzy na mnie z politowaniem i mówi, że ta płyta się już zdarła ;) Dla zabicia czasu i popędzenia akcji chodzimy na spacery, w domu mam piłkę, więc się na niej kręcę, ale efektów nie widać. Mam jednak nadzieję, że to cisza przed burzą, że nie będę biegać na ktg przez kolejny tydzień. Młody dzisiaj dał popis na zapisie, obok płakał niemowlak tak donośnie, że Antkowi serce skakało jak szalone i aż podnosił nogami do góry sondy od ktg, mieliśmy niezły ubaw z niego, a poza tym spylał to na lewy to na prawy bok i trzeba było go szukać. Urwis będzie, jak nic:) Dziś jest ostatni z wyznaczonych terminów, ale Antek najwyraźniej ma gdzieś te daty, on sam wie najlepiej kiedy wyjdzie. Już dziś po badaniu powiedziałam mu - synu siedź ile chcesz, poczekam. I tak nie mam innego wyjścia:)

środa, 11 września 2013

Ciekawy początek tygodnia

Zaczęło się w poniedziałek, miałam ostatnie usg, z Młodym wszystko ok, orientacyjna waga 3370g, wód wystarczająco dużo, więc doktor powiedział, żebym teraz co drugi dzień pochodziła na ktg i spotkamy się na wizycie w piątek. Pierwsze ktg miałam zrobić tuż po wyjściu od niego, więc na luzie poszliśmy na badanie, położna mnie podłączyła, leżę sobie, żartujemy z mężem, a tu nagle skurcz 127, po paru minutach kolejny - przyleciały dwie położne i patrzą na mnie, pytają: czy panią nic nie boli? Ja spokojnie, że nie tylko czuję silne napięcie i mówię, że już takie skurcze miewam. Wyglądały na zaskoczone, no ale zostawiły nas samych i ktg pisze się dalej, jeszcze parę takich dużych było, więc zawołały lekarza, który zdecydował o badaniu, co tam się w środku dzieje. A on oświadcza mi, że szyjka jest już bardzo ładnie przygotowana do rozwierania i że mam przyjechać na kolejne ktg za dwie godziny. No i się zaczęło: jeździliśmy tak, co dwie godziny przez całą noc z poniedziałku na wtorek. Skurcze robiły się coraz bardziej regularne i bolesne, choć do zniesienia, kolejne badania wskazywały na postęp, wyszedł czop śluzowy, szyjka się zgładziła i rozwarła na 1 cm. Lekarz powiedział mi, że pewnie, jak przyjadę we wtorek rano to będzie już 3-4 cm i zostanę. A tu nagle we wtorek rano ból ustał, a skurcze stały się łagodniejsze i jak przyjechałam na badanie to wszystko było bez zmian i bez zmian jest do tej chwili:( Dalej jest nędzny 1 cm, chociaż niektóre skurcze są naprawdę mocne, ale to cały czas przygotowania macicy, a nie poród niestety. Nie śpieszy się mojemu synkowi, za dobrze mu w brzuchu. I tak zamiast, co drugi dzień to jeżdżę trasą klinika-dom codziennie:( , na szczęście już nie co dwie godziny, ale raz dziennie muszę być. Nie sądziłam, że ta pierwsza faza może się tak ciągnąć, no ale mam nadzieję, że jak już osiągnę te pierwsze 4 cm to pójdzie szybciej, oby... Przez ten tydzień poznam chyba cały personel, bo za każdym razem trafiam na kogoś innego, chociaż oni już o mnie wiedzą, jak podaję nazwisko to słyszę, a to pani tak do nas jeździ codziennie. Świetnie po prostu wrrr;) Badanie wewnętrzne delikatnie mówiąc nie należy do najprzyjemniejszych, a jeszcze u mnie sprawdza nie tylko lekarz, ale i położna, czasem mam ochotę odpłacić im się za tą przyjemność... A dziś jeszcze dodatkowo kolejny lekarz chciał sprawdzić, jak wyglądają wody płodowe, nawet nie wiedziałam, że można coś takiego sprawdzić, bez przebicia worka, a tu okazuje się, że jest taka możliwość, chociaż jeszcze bardziej bolesna niż badanie rozwarcia. Facet wpakował mi, wiadomo gdzie, metalową rurkę, myślałam, że nieba liznę, a jego zabiję, ale w nagrodę za to cierpienie dowiedziałam się, że wody są czyste, a mój synek ma ciemne włoski:) Na moje pytanie ile to jeszcze może potrwać, lekarz powiedział, że przy pierwszym porodzie ta pierwsza faza może trwać długo, więc równie prawdopodobne jest, że urodzę tej nocy, jak i że urodzę na przykład w niedzielę czy poniedziałek eh... Antek wychodź, chcę zobaczyć już tą twoją czuprynkę!:)

niedziela, 8 września 2013

Terminy

Tuż po pozytywnym teście ciążowym, na pierwszej wizycie lekarskiej termin porodu wypadł na 15.09.2013r., kolejne usg skorygowały termin do 13.09.2013 i taki mam wpisany w karcie ciąży, a przy usg połówkowym poszczególne "części" małego rozwijały się w szalonym tempie i termin zazwyczaj wychodził na 11.09.2013r. A w poniedziałek, 09.09.2013r. mija dokładnie dziewięć miesięcy od terminu ostatniej @. Śmiało można więc powiedzieć, że to tydzień bogaty w terminy. Teraz pytanie, który z nich, o ile nie wymyśli nowego, wybierze sobie nasz syn. Wraz z początkiem 40 tygodnia ciąży (nie)cierpliwie czekamy:)

niedziela, 1 września 2013

Torba spakowana

Dostałam kopa na rozpęd i wczoraj w popłochu pakowałam torbę do szpitala, nie to, że coś się u mnie zaczęło, ale koleżanka ze szkoły rodzenia, która miała termin dwa tygodnie po mnie właśnie wczoraj nagle powitała na świecie swojego synka:) i dla niej i dla mnie było to nie lada zaskoczenie i kubeł zimnej wody, że TO się może zdarzyć w każdej chwili. Miałyśmy mieć razem ostatnie zajęcia w szkole rodzenia, nota bene z porodu;), przyjeżdżam na miejsce, a położna mówi, że Jola właśnie dzwoniła, że wody jej odeszły i jedzie do szpitala. Od początku nastawiona była na poród w prywatnej klinice, ale niestety tak niespodziewane przyspieszenie spowodowało, że została odesłana do szpitala. Na szczęście Młody urodził się zdrowy, dostał 10 punktów i wcale nie jest taki mały, bo waży 2900 i mierzy 54 cm:) Nazywa się Michaś, miał przyjść na świat pod koniec września, a wybrał sobie ostatni dzień sierpnia i takim to sposobem to on będzie starszym kolegą Antka:) Jak to w życiu niczego nie można zaplanować, utwierdzam się w tym przekonaniu każdego dnia! Z innej beczki - wczoraj pogoda wyjątkowo nam dopisała, więc sesja w plenerze przebiegła bez problemu. Teraz z niecierpliwością czekamy na efekty. Brzuch uwieczniony na zdjęciach, Antek ma gdzie spać, ma się w co ubrać, ja jestem spakowana - teraz już mogę rodzić:) Czekam na godzinę zero!