sobota, 15 września 2012

Odliczam dni do urlopu:)

Wyjazd zaklepany i opłacony:) Zostało dokładnie 30 dni - 14 października wyjeżdżamy na całe dwa tygodnie na słoneczny Cypr, tam gdzie bogini miłości Afrodyta wyłoniła się z morskiej piany :) Uparłam się i znalazłam fajną ofertę. Nie mogę się doczekać, wreszcie naładuję się witaminą D, bo mam niedobór. To wina pracy za biurkiem i braku urlopu od dwóch lat! Mamy plan by wynająć autko i zwiedzić ile się da, tylko mąż ma wielkie oczy na myśl o ruchu lewostronnym, który obowiązuje na Cyprze:) Przeczytałam, że wynajmowane auta są tam specjalnie oznakowane, aby miejscowi wiedzieli, że jedzie turysta i trzeba na niego uważać:) Ja niestety mu nie pomogę, jeszcze się prawka nie doczekałam, ale to historia na oddzielny post - żałość i rozpacz, WORDowscy egzaminatorzy robią co chcą żeby tylko oblać i wyciągać kasę na kolejne egzaminy, szkoda gadać. Ktoś powinien zrobić w tych instytucjach porządne kontrole. Ale nawet jakbym miała już prawko to i tak na Cyprze nie pojeżdżę, bo mogą tam tylko wypożyczyć samochód osoby, które mają prawo jazdy od co najmniej pół roku. Mąż więc będzie miał wyzwanie, może być śmiesznie:) Szukam właśnie jakiegoś fajnego przewodnika, który poprowadzi nas po atrakcjach. Wybraliśmy kameralny hotel z dużym ogrodem i prywatną małą plażą, nie chcieliśmy jechać do molocha usytuowanego w centrum rozrywki, tylko wyciszyć się i odpocząć. A jak się nam znudzi to do atrakcji jest tylko parę kilometrów. Oprócz tradycyjnego zwiedzania zamierzam namiętnie uprawiać turystykę kulinarną, połączenie kultur greckiej i tureckiej musi być ciekawe dla podniebienia:)
Sprawy staraniowe bez zmian, wizyty lekarskie załatwione, zapas leków mam, teraz myślę już tylko o urlopie i sprawach, które mam jeszcze do zrobienie przed nim. A tych jest sporo, szczególnie w pracy, i na tym się teraz głównie koncentruję.

sobota, 1 września 2012

Jest trochę lepiej

Ogarniam się powoli z tego trudnego okresu, nie czuję się jeszcze super dobrze, ale już lepiej. Kolejna @ już za mną, czekałam na nią, jak na coś oczywistego i "nie zawiodła" jak zwykle. W poniedziałek mam wizytę u gina, powinnam być tydzień temu, ale nie miałam na nią sił, więc przełożyłam. Robił mi jeszcze ostatnio jakieś badania krwi, więc poznam wyniki. Zaczęłam biegać - to pomaga. Mój cel to trzy razy w tygodniu po 1h. Na razie plan realizuję. Zawsze wysiłek fizyczny pomaga mi w stresowych sytuacjach, jak pokłócę się z mężem to idę sprzątać, nie wiem czy on aby czasem tego nie wykorzystuje;) Przez pierwszy kwadrans biegu mam w głowie gonitwę myśli - i tych związanych z dzieckiem, badaniami, ale też listę spraw do zrobienia, a potem z każdą minutą głowa mi się wyłącza, słyszę tylko własny oddech, czuję strużki potu na plecach i po prostu biegnę. Czasem wyobrażam sobie, że biegnę do celu - tego upragnionego, wtedy automatycznie przyśpieszam:) Kurcze, naprawdę tak dużo zależy od tego, co siedzi nam w głowie. Po godzinie biegu czuję przyjemne zmęczenie, ale też to jak rozluźniły mi się mięśnie na twarzy, dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, jak bardzo miałam zaciśniętą szczękę w ciągu dnia. I to jest taka godzina tylko dla mnie, bez męża, komórki, pracy, reklam krzyczących z telewizora... Taki moment zawieszony w próżni, którego bardzo potrzebuję. Moja praca dalej mnie wkurza, ale zajęłam się teraz jeszcze sprawami firmy męża i w sumie cieszę się z tej odmiany, choć to dodatkowe obowiązki. Poza tym myślę coraz intensywniej o zmianach w życiu zawodowym, mam pewne pomysły, ale ja jestem taka, że muszę wszystko dokładnie przemyśleć, zbadać z każdej strony, więc to jeszcze potrwa...;) Mam jeszcze takie wieczory, że płaczę w poduszkę i czuję straszną niesprawiedliwość, ale po takiej chwili rozczulania się nad sobą, biorę się w garść, czyli biorę garść przepisanych przez doktorka leków i mówię sobie "nie poddam się!". Wczoraj zrobiłam sobie prezent i kupiłam przepiękne buty na jesień - wydałam fortunę, ale nie mogę się na nie napatrzeć. Mam hopla na punkcie butów, jestem bardzo wybredna, tak rzadko zdarza mi się w sklepach znaleźć taką perełkę, więc jak już na nią trafię to nie mogę się powstrzymać. Najgorsze jest to, że nawet zawrotna cena mnie nie zatrzyma;) Ale co tam, człowiek musi mieć jakieś radości z tego życia, zawsze mogę sobie (i mężowi!) wytłumaczyć, że przeze mnie gospodarka kuleć nie będzie:) Z dobrych wiadomości jest też to, że w końcu ustaliliśmy z mężem termin urlopu - październik, wiem że późno, ale u nas nie jest to takie proste, by się dopasować. I mam już na co czekać:) Jak znajdziemy fajną ofertę to kierunek: Cypr!

***

Na życzenie Oli :)


                                                    
Ale w nich to sobie nie pobiegam, za to z grubymi kolorowymi rajstopami i spódnicą "na mieście" będzie szał;)