wtorek, 27 listopada 2012

taka refleksja...

Przeglądając moje ulubione blogi właśnie zorientowałam się, że większość z ich autorek jest albo za chwilę będzie szczęśliwą mamą. Jak zakładałam bloga wśród ulubionych większość była, tak jak ja, na etapie starań. Hmmm ewidentnie zostaję w tyle;(, ale cieszę się bardzo, że tak wielu z Was udało się doczekać upragnionego potomstwa, to daje nadzieję... Gdy teraz zaglądam na Wasze blogi, czytam radosne wpisy, oglądam roześmiane buzie dzieci, a czasem i Wasze to nie czuję zazdrości, żalu, że to nie ja, bo jesteście dowodem na to, że tą cholerną niepłodność można pokonać. Ja tylko jeszcze nie znalazłam odpowiedniej metody na swoją, ale dzięki Waszym - tak różnym historiom wierzę, że nie jest to niemożliwe (nadzieja umiera ostatnia nieprawdaż?) Zdaję sobie jednocześnie sprawę, że ktoś te ponure statystyki dotyczące niepłodnych musi siłą rzeczy wypełniać, ja nadal w nich jestem, ale może kiedyś i ja z nich wypadnę... Póki co nie mam ochoty na wizytę u gina, mam zapas leków, stosuję się do zaleceń, ale jeszcze do niego nie dotarłam, nie wiem czy wymyśli coś nowego, nie wiem czy ma jeszcze na mnie jakiś pomysł. Wybiorę się w grudniu i zobaczę... Nie piszę za dużo, bo i za dużo w TYM TEMACIE się u mnie teraz nie dzieje, żyję sobie spokojnie, staram się opanować jesienną chandrę, dużo pracuję, czytam, staram się jak najmniej rozmyślać i tak dni przelatują. Ale regularnie Was podczytuję:)

poniedziałek, 12 listopada 2012

Bez niespodzianki

Mimo przyjemnego relaksu, romantycznych wieczorów na Cyprze nie przywieźliśmy z urlopu tak upragnionego prezentu. @ przyszła w terminie jak gdyby nigdy nic... Oboje chodzimy przygnębieni... Dajemy sobie jeszcze czas do końca roku, a jak nic się nie wydarzy to chyba trzeba znów spróbować inseminacji, a co dalej... nie wiem... Tak wielkie mieliśmy nadzieje po zabiegu, że już teraz będzie dobrze, a tu dalej bez zmian. Czuję, że w nowym roku będziemy musieli podjąć ważną decyzję... przed którym miałam nadzieję nigdy nie stanąć...

sobota, 3 listopada 2012

Pocztówka z Cypru

Urlop dobiegł końca - zostały wspomnienia. Cóż mogę powiedzieć o Cyprze, ciekawa kraina, zarówno kulturowo, jak i krajobrazowo przypomina greckie wyspy, jednak widać wiele różnic związany przede wszystkim z przenikaniem się kultury greckiej z turecką, a także z tym, że Cypr przyciągał uwagę wielu najeźdźców. Niezwykłym doświadczeniem jest przejazd i zwiedzanie okupowanej przez Turków północnej części Cypru. Ale zacznę od początku. Z przyczyn od nas niezależnych, o których napiszę później, mieliśmy okazję przebywać w różnych regionach Cypru. Zaczęło się od Larnaki, miasta w którym wylądowaliśmy. Tydzień spędziliśmy w okolicach tego miasta, czyli w południowej części Cypru.  Miasto leży na miejscu starożytnego Kitionu. Legenda głosi, że został on założony przez syna biblijnego Noego - Kitima. Praktycznie każde miasto na Cyprze ma swoją niezwykłą historię związaną z czasami starożytnymi. To miejsce było dobrą bazą wypadową do zwiedzania niezwykłych Gór Troodos, które są jak garby wielbłąda wypełnione wodą, dzięki czemu pokrywa je bujna roślinność, co w zestawieniu z wypaloną słońcem ziemią Cypru robi niesamowite wrażenie. Woda sprzyja też temu, że góry cały czas rosną. Masyw ten ma swoją górę Olimp przypominającą kształtem grzbiet wieloryba. Są tu doskonałe warunki do uprawiania narciarstwa. Śnieg leży od stycznia do marca i w tym czasie można przeżyć niezwykłe wakacje. U stóp góry jest turystyczne miasto Limassol, więc można rano wykąpać się w morzu, a potem pojechać w góry na narty:) A wracają do naszej wycieczki to mieliśmy okazję pochodzić po małych górskich wioskach z wąskim kamiennymi uliczkami, w których każdy dom jest przepięknie ozdobiony kwiatami w doniczkach, krzewami pełnymi kwiatów i owocowymi drzewami. Mieszkańcy witali nas z uśmiechem na twarzy i częstowali lokalnymi smakołykami i trunkami;) Mieliśmy też okazję zobaczyć przepiękny, bogato zdobiony klasztor Kykkos w którym znajduje się ikona Madonny namalowana przez św. Łukasza, ponoć pokryta jest 24-karatowym złotem, zdobiona srebrem i perłami. Mówię ponoć, bo jest niedostępna zwiedzającym, można zobaczyć jedynie jej replikę. Sam klasztor bogaty jest w przepiękne złocone mozaiki przedstawiające sceny z Biblii. Zwiedzaliśmy klasztor odziani w długie fioletowe szaty. Nasz hotel w Larnace znajdował się przy długiej nadmorskiej promenadzie, wypoczywając na hotelowej plaży mieliśmy okazję obserwować zwyczaje wielu miejscowych Cypryjczyków. Kilku stałym bywalcom promenady nadaliśmy nawet imiona. Był wśród nich "Pan Adidas";) zaobserwowaliśmy bowiem, że mnóstwo Cypryjczyków uprawia szybki chód, nie bieg a chód właśnie. Codziennie o tej samej porze promenadę w tą i z powrotem szybko przemierzał nasz bohater:)  Nazwaliśmy go tak, bo ubrany był w czarny ortalionowy dres z wielki napisem "Adidas" na plecach:) Zawsze ćwiczył z zaciętą miną i obserwował niemal z pogardą leniuchujących plażowiczów:) Doszliśmy do wniosku, że dzięki ortalionowi mógł szybciej zrzucić zbędne kilogramy, zresztą nie tylko on tak robił, pań też było kilka:). Jedną z atrakcji turystycznych tej, ale też i innych plaż na Cyprze jest parasailling, czyli latanie na spadochronie ciągniętym przez motorówkę i podziwianie z góry widoków, przeżycie podnoszące adrenalinę i absolutnie fantastyczne. Oczywiście skorzystaliśmy:) Nie sposób siedzieć bite dwa tygodnie na plaży, więc przeplataliśmy sobie leniuchowanie ze zwiedzaniem. Kolejny wypad zrobiliśmy do stolicy Cypru Nikozji, podzielonej na część grecką i turecką. Przedziwne doświadczenie, gdy zwiedzając miasto nagle stajesz przed punktem granicznym.  Tu mieliśmy okazję zobaczyć najważniejszą cerkiew św. Jana z pozłacanym ikonostastasem, Pałac Arcybiskupów, z punktu widokowego zobaczyliśmy panoramę gór po części tureckiej oraz stare miasto z wąskimi uliczkami pełnymi sklepików z pamiątkami, słodyczami i małymi kafejkami. A w parku obserwowaliśmy mężczyzn popijających kawę i grających w trik traka. Ponoć każdego ranka uciekają z domów, zanim żona zagoni ich do domowych obowiązków, jedzą wspólne śniadanie, piją kawę i grają dopóki nie przyjdzie pora obiadu - żyć nie umierać:) Będąc już po stronie tureckiej pojechaliśmy dalej, w kierunku przepięknego gotyckiego opactwa Bellapais z którego rozciąga się widok na wybrzeże północnego Cypru. Miejsce magiczne, gdzie spojrzysz tam jest po prostu pięknie. Kolejny przystanek to Kyrenia - chodziliśmy po starym mieście, po olbrzymim weneckim forcie. Zobaczyliśmy wrak okrętu z czasów Aleksandra Macedońskiego odnaleziony w 1967r. Mieliśmy też okazję zjeść turecki obiad, który różnił się od tego jakie jedliśmy po południowej stronie. Korzystają z tych samym produktów, ale jednak chyba sposób przyprawiania sprawia, że tam potrawy smakują inaczej, ale równie dobrze. Po tygodniu przenieśliśmy się bliżej granicy tureckiej do niewielkiej miejscowości Protaras na południowo-wschodnim krańcu wyspy. Hotel otoczony był dużym, kolorowym ogrodem w pobliżu mała, ale urocza zatoczka, w której woda była tak czysta, że z maską obserwowaliśmy podwodny świat. Tu naprawdę zaczęłam odpoczywać, po jednak nieco tłocznej Larnace nareszcie kameralne miejsce. Była to też świetna baza wypadowa do ruin starożytnej Salaminy z największym na Cyprze teatrem antycznym oraz Famagusty miasta pozostającego pd turecką okupacją. To tu plażowaliśmy na najpiękniejszej plaży na całym Cyprze, która posiada jednak bardzo przygnębiającą historię. Znajduje się w "mieście widmie", które od 1974r. stoi opustoszałe, wyniszczone, za drutem kolczastym i jest kartą przetargową Turków w negocjacjach z Cypryjczykami. Jest tam cała baza hotelowa, domy, szkoły, place zabaw, firmy i wszystko zastygłe, bez ludzi. Straszny widok. Ale żeby nie było tak smutno to widzieliśmy też okazałe weneckie mury oraz imponującą gotycką katedrę św. Mikołaja porównywaną słusznie do Notre Dame, która niestety została zamieniona na meczet. Ale z zewnątrz robi wrażenie, tak jak i inne pozostałości gotyckich świątyń. Okupowana część Cypru jest bogatsza w ciekawsze zabytki i piękne plaże, wielka szkoda, że od tylu lat Cypr jest podzielony i obwarowany wojskiem kilku krajów. Oby to się kiedyś zmieniło. Na koniec muszę wspomnieć o królach wyspy - kotach, które mogą tu niemal wszystko, są na plażach, w restauracjach, sklepach, przy domach, całe stada, jedne tłuste inne chude, ale żadne nie boją się ludzi. To jeszcze jedna atrakcja Cypru, no chyba, że ktoś jest uczulony, albo nie lubi kotów to niech lepiej to miejsce omija;)
Ale, żeby nie było tak kolorowo to powiem, że początek urlopu nie należał do udanych, po wylądowaniu w Larnace od naszej rezydentki dowiedzieliśmy się i jeszcze pięć innych par, że nie mamy rezerwacji w hotelu za który zapłaciliśmy (to ten w którym spędziliśmy drugi tydzień). Wysłali nas do innego - wg jej zapewnień równie dobrego, już miałam nerwa, ale pomyślałam spokojnie zajedziemy zobaczymy. I co zobaczyliśmy na miejscu? Zamiast uroczego, kameralnego hotelu nad morzem o standardzie kilku gwiazdek, znaleźliśmy się w centrum turystycznego miasta, z dala od morza i w dodatku w hostelu, a nie hotelu. No myślałam, że mnie szlak trafi na miejscu, przenieśli tam nas i jeszcze jedną parę, a resztę do jakich innych, tuż obok. Powiedziałam, że nie odpuszczę zaczęłam wydzwaniać do biura podróży w Polsce, bo rezydentka umyła ręce i zostawiła nas samych sobie, wydzwaniałam do nich co pół godziny, zagroziłam procesem, druga para była równie wyrwała i wygraliśmy - przenieśli nas do hotelu o tym  samym standardzie za który zapłaciliśmy, który był nawet droższy, wynegocjowałam dla siebie i drugiej pary pokój z widokiem na morze, ALL zamiast HB oraz darmową wycieczkę fakultatywną. Byłam baaardzo asertywna:) Pani rezydenta chodziła wkoło nas na paluszkach:) Szanowne biuro jednak się przejechało na tych udogodnieniach dla nas, za dużo ich to chyba kosztowało, bo po tygodniu w cudowny sposób znalazły się dla nas pokoje w docelowym hotelu. Oczywiście tu już miało być tylko to, za co zapłaciliśmy czyli HB, ale nie daliśmy im spokoju i mieliśmy ALL do końca oraz znów pokój z widokiem na morze:) Te przeprowadzki siłą rzeczy skróciły nam nieco wypoczynek, ale z drugiej strony mieliśmy okazję pomieszkać w dwóch naprawdę fajnych miejscach. Inne pary nie miały tyle szczęścia. Nasza czwórka okazała się najbardziej wytrwała w negocjacjach. Wygraliśmy z biurem, nie pozwoliliśmy by popsuli nam urlop, ale następnym razem trzy razy się zastanowię, czy jeszcze gdzieś z nimi pojadę.  Przez tą sytuację nie udało nam się zwiedzić wszystkiego, może jeszcze tam wrócimy... A więc podróż z przygodami, ale generalnie było bardzo fajnie, wypoczęłam, opaliłam się troszkę, a już w poniedziałek do pracy niestety:( Wszystko, co dobre musi się skończyć...

Z wyjazdu oprócz słodyczy i magnesów, które namiętnie kolekcjonuję przywieźliśmy sobie cypryjską figurę szczęścia i co najważniejsze płodności, w jej moc wierzą mieszkańcy, więc może i nam pomoże, warto spróbować. Stoi w sypialni;) Przedstawia mężczyznę, który trzyma na ramionach kobietę, są jakby jednym ciałem.

A tu link do kilku fotek potwierdzających moją długą relację:) Nie są one jakieś specjalnie artystyczne, bo robione zwykłą małpką, a do tych wielkich budowli przydałby się szerokokątny obiektyw, ale coś tam widać. Miłego oglądania:)