czwartek, 17 marca 2011

Trudne etapy

Decyzja o powiększeniu rodziny przychodzi naturalnie, gorzej z zaakceptowaniem problemu niepłodności. Przeszłam wiele etapów. Na początku strach, a co jak nie będziemy mogli mieć dzieci..., później w toku bezowocnego diagnozowania żal, złość, rozpacz, zwątpienie. Nawet kilka razy obraziłam się poważnie na Boga;) W międzyczasie te głupie i niepotrzebne pytania w stylu: Dlaczego właśnie ja? Co ja takiego zrobiłam? itp. Teraz już wiem, że te pytania nie mają sensu, bo co niby, mam życzyć tego komuś innemu, bezsensu. Potem była iluzoryczna obojętność, na zasadzie: wszystko mi jedno, mogę nie mieć dzieci. A tak naprawdę oszukiwałam samą siebie. Mówiłam patrząc w lustro, że sobie świetnie radzę, a gdzieś z tyłu głowy siedziały myśli o dziecku. Próbowałam je zagłuszać na różne sposoby, ale się nie udało. Jednak nie ten etap naszej choroby, był dla mnie najgorszy. Najgorsze przyszło rok temu, gdy przestałam akceptować własne ciało. Traktowałam je jak największego wroga, nie mogłam patrzeć na siebie w lustro. To było okropne. A mój mąż był bezradny. Nie docierały do mnie żadne racjonalne argumenty. Uważałam, że jestem "wybrakowana". I to był moment, w którym, na całe szczęście, zrozumiałam że mam wielki problem. Problem, z którym nie poradzę sobie sama. Poszłam do psychologa. Moja terapia nie trwała długo, ale dużo mi dała i uratowała mnie w pewnym sensie. Dziś wiem, że mamy problem i choć bywają słabsze momenty to jestem zmobilizowana, skrupulatnie wykonuję zalecenia lekarskie, dbam o siebie i próbuję normalnie żyć, tak by nasza niepłodność nie zabiła w nas radości życia. Z jakiegoś powodu to spotkało nas. Jeszcze go nie znam, może nigdy nie poznam, ale już wiem że to nasza droga i musimy ją przejść sami. Nikt za nas tego nie zrobi. Najważniejsze, że jesteśmy w tym razem i mamy w sobie oparcie.

4 komentarze:

  1. Najgorsze jest zawsze to "dlaczego ja?", prawda?

    OdpowiedzUsuń
  2. nie można pytać: dlaczego ja?, lepiej zapytać: jak sobie z tym poradzić? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. a da się poradzić?
    chyba trzebaby było uświadomić sobie że ma się jeszcze mnóstwo wiary i sły na dalszą walkę lub pogodzić się po prostu z tym jak jest, i że ne ma dzieci. Ani jedno ani drugie nie jest dla mnie opcją dostepną :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak naprawdę, każdy z tych trudnych etapów, choć pozornie niemożliwych do przejścia, pomogł mi stać się silniejszą, a terapia pomogła mi zaakceptować to że mam problem, ale także uświadomiła mi, że mogę próbować coś z tym robić, nie karając jednocześnie siebie, nie raniąc męża. Dziś mam siłę o działania. Nie jestem na straconej pozycji, tak jak jeszcze niedawno myślałam. Szukam pozytywów. Mąż ma dobre wyniki, ja mam owulację jak trzeba, długo szukamy przyczyny, ale przecież nikt nam nie powiedział, że nie możemy mieć dzieci. Przez smutek, rozpacz, depresję tego nie widziałam, a teraz znów mi się chce walczyć o pełną rodzinę. Aneta uwierz mi na słowo, wiem co mówię, siegnęłam dna i się podniosłam, zawsze jest nadzieja, nie pozwól jej w sobie zabić. A siłę masz, my wszystkie mamy, głowa do góry:)

    OdpowiedzUsuń