wtorek, 5 kwietnia 2011

Powiedzieć czy nie? Oto jest pytanie!

Kolejne lata małżeństwa mijają a nas wciąż dwoje. My wiemy, że mamy problem, a nasi bliscy się co najwyżej domyślają. Kurcze, przecież niepłodność nie jest wstydliwą chorobą zakaźną, więc o co chodzi? Dlaczego tak trudno przyznać się do niej najbliższym? Dlaczego łatwiej i swobodniej rozmawiam o niej z ginekologiem, psychologiem czy dziewczynami z forów internetowych, których nie znam osobiście? Moja mama coś tam wie (nie za dużo), bo trudno byłoby mi przed nią ukryć pobyty w szpitalu, tak samo najbliżsi przyjaciele, ale rodzina męża nic nie wie. Widzą, że coś jest nie tak, ale nie pytają (za co jestem im wdzięczna!), jednak okres świąteczny i życzenia szybkiego powiększenia rodziny zawsze mnie dołują. Czasem mam ochotę wykrzyczeć, żeby dali mi wszyscy święty spokój! Zastanawiam się czy nie byłoby lepiej posadzić rodzinkę przy stole i wyłożyć kawę na ławę. Jednak obawiamy się z mężem, że to przyniesie nam chwilową ulgę, a potem zaczną się tzw. „dobre rady”, umawianie do lepszych specjalistów, nerwy, telefony z pytaniem o samopoczucie, postępy w leczeniu ect. ect. Nie wiem czy tego chcę, ale wiem, że z każdym rokiem coraz trudniej unikać „tego” tematu. Tym bardziej, że kolejna Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami:( Właśnie przez to już nie cieszą mnie święta. W tym okresie szczególnie czuję presję.
Tak samo jest ze znajomymi, którzy zainicjowali już drugą dzieciową rundę. Te ich cholerne pytania: a kiedy wy? Po co ludzie zadają takie pytania?! W dzisiejszych czasach pytanie o ślub czy dzieci jest, moim zdaniem, wysoce nie na miejscu! Ja nigdy nie krępuję ludzi takimi pytaniami. Najpierw odpowiadałam grzecznie, ale osoby szczególnie nachalne dostały ode mnie ostrą reprymendę, żeby się za przeproszeniem nie wpier… do cudzego łóżka i życia. No i więc nie spytali:) Punkt dla mnie!
Tak naprawdę znajomych mam w nosie, cały czas mam zgryz co zrobić w sprawie najbliższych mi osób. Sama nie wiem co i jak dużo chcę/powinnam im powiedzieć. Najchętniej to bym im przy świątecznym stole powiedziała, że jestem w ciąży i to najlepiej bliźniaczej - od razu chłopczyk i dziewczynka! A co, nie stać?!;) A do tego jeszcze pies i kot! To by były dopiero święta! Czekam na nie...

5 komentarzy:

  1. Zgadzam się w 100%, zastanawiałam się wielokrotnie, dlatego tak trudno przynać się do niepłodności... To taki wsztyd, choroba, której się nie zawiniło? Łatwiej powiedzieć, że ma się raka krtani, bo przez 20 lat paliło się 2 paczki papierosów dziennie, niż powiedzieć "jestem bezpłodna" :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na szczescie nigdy nie musialam walczyc z ciekawskimi przyjaciolmi /rodzina. Przeprowadzilam sie do Grecji, a tu TEN problem zaczal by byc zauwazalny dopiero za jakies 6-8 lat (tu dzieci przewidziane sa na druga polowe trzeciej dekaty), ale dobre rady mnie nie ominely, bo przeciez jestem taka mloda, moze by sie wstrzymac, moze to, moze tamto - takie pieprzenie. Nie znosze, gdy ludzie "wiedza" o naszym zyciu wiecej niz my sami i zawsze maja najlepsze rozwiazanie. No mniejsza....
    Co do pytan z serii "Kiedy" to ZAWSZE uwazalam je za czysta bezczelnosc i wciskanie nosa w nie swoje sprawy. Ale ty sie Aga nie przejmuj! Do swiat jest jeszcze duzo czasu i sama siebie mozesz zaskoczyc czego Ci zycze!

    OdpowiedzUsuń
  3. My nie mówimy, wie moze moja rodzina kilku znajomych i tyle, ale rozumiem jak ciężko jest w okresie świątecznym, urodzinowym itp. sama sie z tym borykam.

    OdpowiedzUsuń
  4. a tu znalazłam pozytywny przykład. Powiedzieli i na tym zyskali: http://thestorkdropzone.blogspot.com/2011/04/publicly-infertile.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za ten przykład, ja cały czas jeszcze myślę co będzie najlepsze dla mnie, chociaż coraz częściej skłaniam się już do tego by przerwać to milczenie

    OdpowiedzUsuń