sobota, 17 marca 2012

Temat endometrioza wraca jak bumerang

Poryczałam się w gabinecie lekarskim, ryczałam w aucie w drodze do domu i pół nocy też przeryczałam. Jestem wściekła, rozżalona, mam ochotę kogoś udusić! Dwa lata temu poprzedni ginekolog podejrzewał endometriozę, wykonał laparoskopię, zapewnił mnie przed zabiegiem, że jak coś tam w środku znajdzie to usunie, wybudziłam się z narkozy, jak już doszłam do siebie to przyszedł i powiedział, że były dwa ogniska endometriozy, ale żebym się nie martwiła bo to nie ma wpływu na płodność (dobre sobie!), na moje pytanie czy je usunął, powiedział, że tak. Ja ucieszona, że wszystko ok, następnego dnia opuściłam szpital z kartą wypisu wypełnioną dla mnie kompletnie nieczytelnie, ale jakoś się wówczas tym nie przejęłam, nie pomyślałam o tym. Dochodziłam do siebie dość długo (ok. 2 tygodni), no ale to pewnie zależy od organizmu. Najważniejsze dla mnie było, że wszystko już jest ok. Oczywiście z wielką nadzieję podjęliśmy dalsze próby by począć dziecko, ale nic z tego nie wyszło, później były inseminacje, aż w końcu doktorek rozłożył na na nas ręce. Wiec poszliśmy do następnego. Tego u którego jesteśmy teraz. Jak to u nowego lekarza, trzeba było opowiedzieć całą historię i przedstawić zrobione dotąd badania. I na wypisie ze szpitala po laparoskopii zrobił się problem, bo ja nie potrafiłam rozczytać pisma lekarza, ale lekarze mają tą umiejętność. No i co się okazało, że ja wg wypisu nic nie miałam usuwane, miałam jedynie badanie! Myślałam, że mnie szlak trafi, jak przeczytał mi co tam jest napisane. No, ale przyjął to co mi tamten powiedział, że usunął dwa ogniska. I postanowił to na razie zostawić. Minął już rok odkąd jesteśmy u niego, co jakiś czas wraca do tego tematu, twierdzi, że ta sprawa z jego punktu widzenia jest niewyjaśniona, on dalej nie ma pewności, co się tam w środku dzieje. Pomimo wykonanego już leczenia i dużej poprawy dalej jest coś mocno nie tak, no i nadszedł ten dzień. Poprosił bym jeszcze raz poddała się laparoskopii połączonej z histeroskopią. Jego zdaniem na 95 proc. mam endometriozę, musi to potwierdzić badaniem. Czekam na tą cholerną miesiączkę i najpewniej pod koniec tego tygodnia lub na początku następnego idę do szpitala. Mam nadzieję, że dowiem się w końcu co mi jest. Znowu to samo badanie, bo jakiś konował nie raczył właściwie zrobić wypisu, znowu narkoza, szpital, kurwa mać kiedy to się skończy, jestem wściekła na cały świat! A PMS nie pomaga!

poniedziałek, 5 marca 2012

Raczej nie marzec

Obserwuję siebie po tej kolejnej "cudownej" kuracji i nie widzę szans. Dalej coś jest mocno nie tak z moim cyklem, nie wiem co jest grane i obawiam się, że mój doktorek też zbaranieje, bo był pewien, że wszystko wróci na swoje miejsce. Wizyta w połowie lutego. Zobaczymy, ale ja już raczej czekam na @.

wtorek, 21 lutego 2012

Może marzec?

Długo milczałam, bo cóż tu pisać, że znowu mam leczenie, że znowu cykl mi zwariował, już mi się nie chciało ani Was, ani siebie tym zamęczać. Ot, takie życie. Myślałam, że po leczeniu wyjadę do spa, odpocznę, zrelaksuję się i może w końcu…, ale nie ma tak łatwo, jak widać. @ przyszła jak w zegarku i kolejna też. Doktorek już troszkę zaczął rozkładać ręce no, ale poskrobał się w głowę i wymyślił kolejne piguły, ech rzygam już tymi lekami, ale biorę, co mam innego robić. Humor kiepski, czekam na wiosnę. Dziś ktoś mnie spytał, czy po tylu latach jeszcze mam nadzieję. Sama często w duszy zadaję sobie to pytanie. Są chwile, gdy bardzo się boję, że nie doczekamy się naszego dziecka, najgorsze jest, gdy przychodzi miesiączka, momentalnie mam łzy w oczach i nic mi się nie chce, przez te kilka dni @ staram się jednak zmobilizować, bo wiem, że razem z tą cholerną miesiączką jest początek nowego cyklu i może już ten będzie owocny. Pomimo tylu lat trudnego leczenia, ja wciąż wierzę, że nie jesteśmy bez szans. I modlę się każdego dnia bym się nie myliła… Właśnie mam 3 dc, zaczynam od nowa.